„Być może jesteśmy najgorszą drużyną w historii Manchesteru United”. Ruben Amorim jak… Paulo Sousa

Ruben Amorim po przyjściu na Old Trafford zdążył już przyzwyczaić kibiców, że nie gryzie się w język i nie zamierza mydlić oczu, jak Erik ten Hag. Jeśli jest źle to mówi, że jest źle. Po kolejnej porażce na Old Trafford, tym razem z Brighton, wypowiedział bardzo mocne słowa, na które mało który szkoleniowiec miałby odwagę się zdecydować. – Być może jesteśmy najgorszą drużyną w historii Manchesteru United. Wiem, że chcecie nagłówków, ale mówię to, ponieważ musimy być tego świadomi i to zmienić – powiedział. Portugalczyk ma rację, natomiast sam w pewnym stopniu przyczynił się do tego, że te słowa są prawdziwe.

Porażki przed własną publicznością

Manchester United w tym sezonie Premier League przegrał dokładnie połowę spotkań na własnym stadionie. 6 porażek w pierwszych 12 domowych meczach to najgorszy wynik klubu od sezonu 1893/94. Za cztery z tych przegranych odpowiedzialny jest Ruben Amorim. Jego zespół przegrał z Nottingham, Bournemouth, Newcastle i Brighton, czyli drużynami dobrze punktującymi w tym sezonie, natomiast mającymi o wiele mniejszy potencjał niż Manchester United. Czerwone Diabły pod wodzą Rubena Amorima potrafiły zrobić niespodziankę z pozycji zespołu skazywanego na porażkę (wygrana na Etihad, remis na Anfield, wyeliminowanie Arsenalu z Pucharu Anglii na Emirates po rzutach karnych), ale w meczach, do których przystępują w roli faworyta obecna ekipa rzeczywiście jest prawdopodobnie najsłabszą w historii Manchesteru United. Nawet Southampton, które po 22 kolejkach ma 6 punktów było w stanie do 80. minuty zasłużenie prowadzić na Old Trafford.

REKLAMA

Po wypowiedziach publicznych Rubena Amorima widać, że trener wie z jakimi wymaganiami wiąże się prowadzenie Manchesteru United, ale nie potrafi przełożyć tego na boisko. Jego zespół potrafi przeciwstawić się silniejszym przeciwnikom opierając się na bardzo defensywnej grze. Niemniej jednak, w wielu meczach tego typu taktyka byłaby wstydem, więc Manchester United musi grać bardziej odważnie, przejmować inicjatywę i atakować. W skrócie – pokazać wyższość nad przeciwnikiem. W takich meczach taktyka Portugalczyka się nie sprawdza. Zestawiając statystyki z okresu Amorima w porównaniu do Erika ten Haga oraz Ruuda van Nistelrooya za ten sezon (po 11 ligowych meczów) głównym wnioskiem jest poprawa defensywy, ale spadek jakości kreowanych sytuacji. Manchester United po zmianie trenera tworzy średnio 1,1 xG (goli oczekiwanych) z gry w meczu, natomiast wcześniej wskaźnik ten utrzymywał się na poziomie 1,4 xG.

Zbyt defensywne podejście

Trudno nie odnieść wrażenia, że Manchester United podchodzi do meczów w roli faworyta zbyt defensywnie. Pięć ostatnich porażek we wszystkich rozgrywkach Czerwone Diabły rozpoczynały w zestawieniu, w którym w wyjściowej jedenastce znajdowało się tylko trzech graczy stricte ofensywnych. Możecie odbić piłeczkę, że w ulubionym systemie Amorima, czyli 3-4-3 nie ma miejsca dla większej liczby graczy nastawionych na atak, a przecież w Sportingu – również drużynie, która większość meczów rozpoczynała ze świadomością, że brak zwycięstwa będzie rozczarowaniem – wszystko funkcjonowało znakomicie. Niemniej jednak, Manchester United gra defensywnie nawet, jak na system, który stosuje. Na wahadłach najczęściej grają nominalni boczni obrońcy, którzy dają bardzo mało jakości w ofensywie, a żaden z dwójki środkowych pomocników (Mainoo i Ugarte) nie pomaga wydatnie w ostatniej tercji boiska.

W meczach, w których zakładasz, że chcesz zdominować przeciwnika musisz posiadać alternatywę w kreowaniu sytuacji poza ofensywnym tercetem. Amad Diallo w kilku meczach na prawym wahadle spisywał się bardzo dobrze i jedynym wytłumaczeniem dlaczego Amorim w tego typu spotkaniach zwykle wystawia Mazraouiego jest brak opcji na prawej „10-tce”, gdzie częściej występuje Amad. Innym wariantem wzmocnienia siły ofensywnej byłoby cofnięcie Bruno Fernandesa do środka pomocy, dzięki czemu można byłoby zmieścić dodatkowego ofensywnego piłkarza w składzie. Kolejnym elementem do dopracowania, który cechuje silne zespoły jest wysoki pressing. Liczba odzyskanych piłek na połowie przeciwnika po zatrudnieniu Amorima spadła z 27 do niecałych 22. Manchester United nieczęsto naciska na rywala już pod jego polem karnym, a – co gorsza – przez ustawienie 5-2-3 oraz nieumiejętne skracanie pola gry przez obrońców przeciwnicy są w stanie tworzyć przewagę w środku pola i przenosić piłkę w tercję ataku.

Ruben Amorim zrobił jeszcze krok w tył

Ruben Amorim przejął zespół w bardzo trudnym momencie. Manchester United staczał się od początku poprzedniego sezonu i gdy już zapadła decyzja o zakończeniu pewnego rozdziału, Erik ten Hag zostawił drużynę w kompletnej rozsypce. Nowy szkoleniowiec nie miał jednak zamiaru szybko ogarniać bałaganu i poprawić wyniki. Wręcz przeciwnie – zdecydował się, że podejmie ryzyko wykonania kolejnego kroku w tył, aby w dłuższej perspektywie czasowej zespół mógł się rozwijać. Ruben Amorim przyszedł z założeniem, że wprowadzi ten sam system, którym grał w Sportingu i stopniowo będzie uczył piłkarzy zadań, które mają wykonywać grając wedle jego filozofii.

Po kilku meczach Portugalczyk prawdopodobnie miał już przekonanie, że to ustawienie nie pasuje do piłkarzy znajdujących się w kadrze Manchesteru United, ale dalej się go trzyma i nie zamierza się zmieniać. – To jest jasne. W moim przypadku jest to jasne. Ponieważ nie zamierzam zmieniać sposobu, w jaki postrzegam grę. Jestem tego bardzo pewien. Zawodnicy będą cierpieć, bardzo mi przykro, kibice będą cierpieć. Mam jeden sposób robienia rzeczy, wiem, że przyniesie [to] rezultaty. Ale musimy cierpieć w takich momentach. Myślę, że dla każdego jest jasne, co zamierzamy robić – mówił po meczu z Brighton. Takie słowa powinny zapalić kibicom w głowie lampkę ostrzegawczą, a dla niektórych pewnie będzie to nawet czerwona flaga, bo trener nie jest elastyczny. Nie chce dostosować się do piłkarzy, a na siłę próbuje adaptować piłkarzy do swojej filozofii. W Premier League nie brakowało takich szkoleniowców i mało który kończył z sukcesami.

Ruben Amorim jak… Paulo Sousa

Początek pracy Rubena Amorima w Manchesterze United przypomina nam… kadencję Paulo Sousy w reprezentacji Polski. Obaj Portugalczycy mają swoje ulubione ustawienie i sposób gry, z którego za żadne skarby nie chcą się wycofać. Obaj przyszli do nowego miejsca i zaczęli wprowadzać swoją filozofię zupełnie nie zwracając uwagi na charakterystykę piłkarzy, których zastali. A Manchesterowi United do ustawienia 3-4-3 brakuje przede wszystkim:

  • Skrajnych środkowych obrońców, którzy potrafią bronić boczne sektory, gdy trzeba zaasekurować wahadłowego. Maguire, de Ligt, Martinez, Yoro, Lindelof – każdemu brakuje zwrotności w nieuniknionych w tym ustawieniu pojedynkach z dobrze dryblującymi przeciwnikami.
  • Naturalnych wahadłowych, którzy oprócz solidnej pracy w defensywie będą zapewniać wartość dodaną dla zespołu w ostatniej tercji boiska.
  • „10-tek”/skrzydłowych, dla których operowanie między liniami, przyjmowanie piłki w tłoku i gra na małej przestrzeni jest czymś naturalnym. Bruno i Amad radzą sobie w tej roli, ale – jak wspominaliśmy wcześniej – aby zwiększyć potencjał ofensywny zespołu widzielibyśmy ich na innych pozycjach, natomiast wówczas Man United nie ma nikogo potrafiącego grać między liniami.

Przez wszystkie te problemy Manchester United eksponuje o wiele więcej wad ustawienia z trójką obrońców niż wykorzystuje potencjalnych korzyści. Wśród społeczności śledzącej angielską piłkę już pojawiają się głosy, że trzeba zrobić czystki i wyrzucić z klubu połowę graczy, aby Ruben Amorim miał piłkarzy pasujących do jego sposobu patrzenia na futbol. W czerwonej części Manchesteru szykuje się więc czwarte z rzędu letnie okienko, w którym przeznaczą na wzmocnienia ponad 200 mln euro. A zespół ciągle jest w rozsypce…

***

REKLAMA

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,734FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ