Jeszcze mniej więcej dwa tygodnie temu propozycja angażu Wojciecha Szczęsnego w FC Barcelonie była traktowana głównie w kategoriach myślenia żartobliwego i życzeniowego. Wraz z upływem kolejnych dni okazało się jednak, że temat naprawdę jest na rzeczy i może stać się rzecz wspaniała i absolutnie wyjątkowa. Zarówno z perspektywy kibica reprezentacji Polski, FC Barcelony jak i samego Wojciecha Szczęsnego. Dziś wiemy, że związek Barcy ze „Szczeną” stał się faktem, a my stoimy u progu wydarzenia wielce nietuzinkowego.
Bezkonkurencyjny pośród bezrobotnych
Kiedy w Barcelonie dowiedziano się o powadze kontuzji Marca-Andre Ter Stegena, wszelkie media związane z klubem zaczęły analizować dostępne na wolnym rynku opcje. Pojawiły się sugestie pokroju Keylora Navasa, Claudio Bravo czy też postawienia na kolejnych wychowanków, z którymi Hansi Flick złapał doskonały kontakt. Żaden z wymienionych wariantów nie wydawał się jednak w pełni przekonujący.
Wtedy w głowach fanów, ekspertów, dziennikarzy pojawiła się jednomyślność. Szczęsny musi wrócić z emerytury. Trzeba zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby Wojtek podjął się chociaż rozważenia tej opcji na poważnie. Bowiem Polak na tle innych bramkarzy z kartą na ręku wyglądał wręcz absurdalnie atrakcyjnie. W bramkarskiej sile wieku, mając za sobą bardzo udany sezon, pasujący doświadczeniem, klasą i pewnością siebie do wielkiego klubu. Hiszpańskie jak i w ogóle międzynarodowe media błyskawicznie podłapały temat, który stał się najgorętszym obiektem dyskusji w piłce pod koniec września. Poczciwy Wojtek na piłkarskim bezrobociu nie miał sobie równych.
Barcelonie się nie odmawia. Szczęsnemu również
Szeroko zakrojona i napędzana niepoprawnym optymizmem kampania mająca na celu zakontraktowanie Szczęsnego przez FC Barcelonę została zakończona sukcesem. Co wcale nie było oczywistością. Każdy kto zna 84-krotnego reprezentanta Polski, wie doskonale że jest to persona która nie gryzie się w język, lubi postawić na swoim i raczej trzyma się własnych zasad. Czasami dochodzi jednak do sytuacji wyjątkowych, dla których – jak sama nazwa mówi – należy rozważyć pewien wyjątek. Propozycja gry w Barcelonie, klubie osławionym na świecie jeszcze bardziej niż Juventus, bez wątpienia należy do kategorii takich unikalnych zdarzeń.
Dodajmy, że chodzi o grę w nie byle inkarnacji tego legendarnego klubu. Duma Katalonii pod wodzą Hansiego Flicka robi prawdziwą furorę. Widać, że jest to projekt który ma nie tylko ręce i nogi, ale również pewną nutkę fantazji, której od dawna tam brakowało. Możliwość uczestnictwa w tak dobrze zapowiadającym się epizodzie historii takiego klubu brzmi jak wygranie losu na loterii. Z tym, że Wojtek absolutnie na taki bon zapracował latami topowej dyspozycji w czołowych europejskich klubach. Do tego dochodzi perspektywa gry u boku młodych perełek jak Lamine Yamal, Pedri, czy Pau Cubarsi. Dzielenie szatni z dobrym kolegą z reprezentacji oraz inną gwiazdą światowego formatu, czyli Robertem Lewandowskim. No i oczywiście sam fakt przebywania w Barcelonie – mieście, które wielu uważa za jedno z piękniejszych miejsc do życia.
Pamiętajmy jednak w tym wszystkim o drugiej stronie medalu. To FC Barcelona w pierwszej kolejności musiała wykazać się inicjatywą i skusić Szczęsnego na angaż. Nie odwrotnie. Możemy być dumni z faktu, że kolejny z naszych rodaków osiągnął tak niebagatelny status w światowym futbolu, że w takich sytuacjach to on rozdaje karty, a nie musi uginać się pod lawiną kompromisów aby stać się częścią czegoś wielkiego.
Wojtku, po marzenia – twoje i nasze!
Pierwsze marzenie pod postacią pierwszego polskiego bramkarza w stroju FC Barcelony już spełnione. Miejmy nadzieję, że to dopiero początek jeszcze bardziej wspaniałych chwil. Z perspektywy Szczęsnego to ukoronowanie kapitalnej kariery bramkarskiej. Futbolowy sufit dla każdego zawodnika – wyżej nie ma już nic. Splendor, chwała, nagroda za trud pracy i poświęcenie dyscyplinie. Jeśli ta, baśniowa wręcz laurka, zakończy się choćby jednym trofeum dla 34-latka, to już będziemy mówili o śnie na jawie. A przecież może być nawet lepiej.
Z kolei dla nas, cóż… Chyba sami doskonale to wiecie i czujecie. Będziemy siadać do każdego meczu Wojtka i Roberta – dwóch liderów FC Barcelony na dwóch przeciwległych końcach boiska – i napawać się chwilą. Kto wie, może nawet chwilami. Oby trwały one jak najdłużej. Drugiej takiej historii z udziałem polskich piłkarzy może nie być długo, o ile kiedykolwiek.