Darujmy sobie przesładzanie rzeczywistości. Wyniki Rakowa Częstochowa w fazie grupowej Ligi Europy były mocno rozczarowujące… aż do rewanżowego starcia ze Sturmem Graz. Zwycięstwo nad austriackim zespołem pozwoliło uwierzyć w dalszą grę w europejskich pucharach. Oczywiście — już nie w Lidze Europy, ale 3. miejsce w grupie dawało angaż w Lidze Konferencji. Sympatycy Medalików wiedzieli jedno — by marzyć o wiośnie z europejskimi pucharami, trzeba było pokonać Atalantę. Włosi nie zamierzali jednak wystawiać najmocniejszego składu…
Nadzieja zgasła szybko
W porównaniu do weekendowego starcia z AC Milanem, w podstawowej jedenastce Atalanty powtórzyły się dwa nazwiska. Niestety, na tak dysponowany Raków Częstochowa to i tak było zbyt wiele. Niby mistrzowie Polski próbowali przejąć inicjatywę, ale 1. byli bezzębni w ataku, 2. byli fatalni w defensywie. Jednym z najlepszych piłkarzy Atalanty okazał się dzisiaj Vladyslav Kochergin, który kapitalnie kreował akcje ofensywne dla zespołu z Bergamo. Bez kopania leżącego — to było dramatycznie złe. Tylko dzięki fantazji Muriela, zawodnicy Dawida Szwargi zawdzięczają brak pogromu. Kolumbijczyk w 31. minucie bawił się bowiem, kończąc dogodną okazję uderzeniem pięta. Na tablicy świetlnej wyświetlał się w tym momencie wynik 0:2. Atalanta nie grała wielkiego meczu, po prostu w decydujących momentach była konkretna, nie bała się odważniejszej gry i mimo wszystko — wiedziała, jak finalizować sytuacje.
W 14. minucie Muriel wykorzystał podanie Miranchuka, który z kolei wykorzystał stratę Kochergina. Wielkie nadzieje na zdobycie 3 punktów na Atalancie szybko szlag trafił. Jasne, może i Gian Piero Gasperini postawił na klubowe rezerwy, ale Włosi nie zamierzali udawać, że nie potrafią grać. Raków pozwolił na stworzenie sytuacji bramkowej, no to ją wykończyli. Częstochowianie mogli (i powinni) rzucić się do odrabiania strat, ale w 26. minucie gola na 2:0 po rzucie rożnym strzelił Giovanni Bonfanti. W tym momencie właściwie było już po zabawie. Dodajmy kluczowy fakt — Raków Częstochowa nie oddał w pierwszej połowie nawet jednego celnego uderzenia.
Sporting podał pomocną dłoń, Raków ją odtrącił
Czy przy takim wyniki nadal można było liczyć na Ligę Konferencji Europy? Tak! Wszystko dlatego, że Sporting Lizbona nie odpuścił meczu ze Sturmem i strzelał kolejne gole. Raków mógł przepchnąć spadko-awans, jednak potrzebował lepszego bilansu bramkowego niż Austriacy. Sporting robił swoje, polski zespół… stracił kolejnego gola. Muriel mógł zmarnować jedną czy drugą sytuację, ale w końcu trafił na 3:0. Tym sposobem częstochowianie przegrywali wirtualny wyścig ze Sturmem dokładnie o jednego gola. Niestety, polscy kibice mogli bardziej wierzyć w kolejnego gola Sportingu, niż przełamanie ze strony Rakowa. Nie róbmy sobie zresztą żartów, chwaląc polski zespół za to, że przy wyniku 0:3, grając na swoim terenie, próbował atakować. Sprawiedliwie zauważmy zresztą, że piłkarze Szwargi wypracowali w drugiej połowie ponad 1 xG, a mimo to nie byli w stanie pokonać Marco Carnesecchiego, a następnie Francesco Rossiego. Tak, Atalanta dała nawet pograć rezerwowemu bramkarzowi… Włosi zachowywali się, jakby przyjechali na sparing, a skoro rywal grał jak grał, to w końcówce podziękowali i dobili go golem Charlesa De Ketelaere.
Gra w Lidze Konferencji Europy była na wyciągnięcie ręki. Bądźmy jednak uczciwi, Raków absolutnie nie zasłużył sobie na wiosnę z europejskimi pucharami. Po ludzku przykro, bo człowiek chciał się łudzić, że może być inaczej.