Za nami trzeci weekend Pucharu Świata w skokach narciarskich. Zawody w Klingenthal obfitowały w dalekie skoki, w tym dwukrotnie wyrównywany wieloletni rekord skoczni. Stefan Kraft pierwszy raz w tym sezonie musiał zaznać goryczy porażki, a Polacy – po kroku naprzód – wykonali dwa kroki w tył. Zapraszamy do 5 wniosków po Pucharze Świata w Klingenthal.
Jednak da się pokonać Krafta
Karl Geiger dwukrotnie zwyciężył w swojej ojczyźnie. Tym samym przerwał serię Stefana Krafta, który wygrał cztery konkursy z rzędu. Austriak wcześniej skakał w zupełnie innej lidze i nikt nie był w stanie mu zagrozić. Sytuacja odwróciła się w Klingenthal, gdzie o ile jeszcze w sobotę Geiger wygrał z drugim wtedy Kraftem zaledwie o 1.2 pkt, tak w niedzielnej rywalizacji 30-latek z Austrii zajął dopiero 8. pozycję. W jego skokach widać było brak energii i zalążki niewielkiego kryzysu, a być może zmęczenia. Wszyscy obserwatorzy skoków z pewnością są ciekawi, jak Kraft zareaguje na obecną sytuację podczas następnych zmagań w Engelbergu.
Przebudzenie Słoweńców
Do grona walczących o pucharowe podium wrócili na dobre reprezentanci Słowenii, którzy podczas niedzielnej rywalizacji byli blisko swojego celu. Na półmetku zmagań drugi był Anze Lanisek, a trzeci – dość zaskakująco – Lovro Kos. Finałowe rozstrzygnięcia nie były jednak dla nich szczęśliwe, bowiem ex aequo uplasowali się na czwartej lokacie. Dodając do tego sobotnie szóste miejsce Laniska, dla Słoweńców to najlepszy weekend w tym sezonie. W Klingenthal jeszcze nie udało się wskoczyć na podium, aczkolwiek mam wrażenie, że już w najbliższych zawodach może się to zmienić.
Dobry piątek, a potem tylko gorzej
Biało-czerwoni świetnie weszli w weekend. Piątkowe treningi i kwalifikacje pokazały, że jednak potrafimy skakać na miarę światowej czołówki. Powracający do Pucharu Świata Maciej Kot i Andrzej Stękała meldowali się nawet w pierwszej i drugiej dziesiątce. Dawid Kubacki w serii kwalifikacyjnej uplasował się na 5. miejscu. W sobotę było już jednak trochę gorzej. Tylko dwóch naszych reprezentantów zdołało zdobyć punkty, ale za to na bardzo dobrych pozycjach. Żyła skończył 11., a Dawid Kubacki 15. To by było jednak na tyle… W niedzielę przypominało to już występy z Kuusamo i Lillehammer. Znów punktowali tylko Żyła i Kubacki, ale na odległych pozycjach w trzeciej dziesiątce. Miniony weekend jest więc jakimś światełkiem w tunelu, ale nadal na horyzoncie nie widać stabilizacji na dobrym poziomie.
Norwegia nadal w kryzysie
Norwegowie, podobnie jak Polacy, nadal nie są w stanie odnaleźć swojej najlepszej dyspozycji. Co prawda norweski kryzys nie jest tak dotkliwy jak u skoczków znad Wisły, ponieważ regularnie meldują się w drugiej dziesiątce i sporadycznie wskakują do Top 10. Umówmy się jednak – oni sami liczą na więcej. Zaskakująco słabo prezentuje się ubiegłoroczny zwycięzca Pucharu Świata – Halvor Egner Granerud. W zeszłym sezonie 27-latek nie miał sobie równych, a w tym dotychczas zawodzi. W Klingenthal zajął odpowiednio 16. i 13. lokatę, zatem w sobotę wyprzedzili go nawet Polacy (wiem, boleśnie to brzmi). Najlepszym ze skoczków z północy Europy w klasyfikacji generalnej jest Marius Lindvik, który zajmuje 15. pozycję. Tuż za nim jest Granerud, aczkolwiek jego dorobek punktowy jest niemal identyczny, tracąc do kolegi z reprezentacji raptem jedno oczko. Mimo wszystko wyniki Norwegów pozostawiają wiele do życzenia i zapewne chcieliby, żeby Engelberg był dla nich miejscem odnowienia – jak niegdyś Polaków.
Kazus Gregora Deschwandena
W końcu zawodnik dobrze skaczący latem prezentuje się równie dobrze zimą. Gregor Deschwanden w Letnim Grand Prix zajął drugie miejsce, do końca walcząc o zwycięstwo z Władimirem Zografiskim. To jednak Szwajcar lepiej wszedł w zimę. W sobotnich zawodach wyrównał swoje najlepsze miejsce w karierze, zajmując 7. miejsce. Czuł się na tyle mocny, że nie poprzestał na tym wyniku i w niedzielnej rywalizacji stanął na drugim stopniu podium, po raz pierwszy w karierze meldując się na pucharowym pudle. Trzeba przyznać, że nie było w tym ani grama przypadku. W finałowej serii poleciał aż 146,5 m, wyrównując rekord skoczni, który chwilę wcześniej skoczył także Andreas Wellinger. Szwajcar zrobił to dodatkowo z niższego rozbiegu, co tylko potwierdziło fakt, że w pełni zasłużenie zapisał na swoim koncie premierowe podium.
Kolejne zawody odbędą się w szwajcarskim Engelbergu w dniach 15-17 grudnia. Będzie to ostatni przystanek Pucharu Świata przed Turniejem Czterech Skoczni.