Nie mieliśmy wielkich oczekiwań względem pojedynku Jagiellonii Białystok z Wartą Poznań. Gospodarze to co prawda jedno z olśnień obecnego sezonu PKO BP Ekstraklasy, jednak specyfika pojedynku z Wartą Poznań zdawała się ograniczać walory estetyczne. Trenerzy Adrian Siemieniec oraz Dawid Szulczek chcieli walczyć o ćwierćfinał Fortuna Pucharu Polski, a zarazem wiedzieli, że wynik będzie ważniejszy niż styl.
Pojedynek… no cóż. Najdelikatniej rzecz ujmując nie porwał
W pierwszej połowie czekaliśmy na celny strzał i… nie doczekaliśmy się. Owszem, Warta Poznań w okolicy 13. minuty wywalczyła rzut karny po faulu Dusana Stojinovicia na Filipie Borowskim. Arbiter przez dłuższą chwilę analizował sytuację i finalnie wycofał się jednak z decyzji o jedenastce. Od tego momentu emocji było jak na lekarstwo, aż do 63. minuty. Wówczas po wrzutce z rzutu rożnego, piłkę do siatki skierował Jesus Imaz. Skoro nie szło z gry — różnicę zrobił stały fragment. Wypada oddać gospodarzom umiejętność znalezienia i wykorzystana swojego atutu. To była męczarnia dla kibiców, bowiem przez długie minuty nieprawdopodobnie wiało nudą. Jagiellonia okazała się sprytniejsza, zadając ten pierwszy — kluczowy cios.
Warta niemrawo usiłowała powalczyć o odrobienie strat. Doprowadziło to jedynie do gola na 2:0 dla Jagi. Nene świetnie wykończył szybką kontrę, jednak warto w tym miejscu pochwalić zachowanie Afimico Pululu. 24-latek chwilę wcześniej wszedł na murawę, a następnie świetnie asystował przy trafieniu, które na dobrą sprawę zamknęło mecz. Bez owijania w bawełnę, Jagiellonia osiągnęła swój cel i właściwie na tym można zamknąć opowieść o spotkaniu z Wartą. Świetna pozycja w lidze, awans do ćwierćfinału Fortuna Pucharu Polski. W Białymstoku mają powody do zadowolenia, chociaż dzisiejsze spotkanie — kibice nie będą go wspominać latami.