Po remisie w meczu z Newcastle w rozgrywkach Champions League piłkarzom PSG przyszło się zmierzyć w niedzielne popołudnie z beniaminkiem ligi – Le Havre. Przed spotkaniem zajmowali oni 9. miejsce w tabeli i nie przegrali od pięciu spotkań. Co więcej cztery z tych pięciu meczów zakończyły się bezbramkowym remisem. Paryżanie wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić w tej rywalizacji na wpadkę. Dodatkowo wczorajsza porażka Nicei tylko nakręciła podopiecznych Luisa Enrique. Faworyt tego spotkania był tylko jeden, lecz gospodarze to zespół, który nie raz w tym sezonie napsuł krwi innym.
Na ratunek Mbappe
Gospodarze wcale nie zamierzali się w tym meczu tylko i wyłącznie bronić. Bardzo pewnie sobie poczynali w ataku pozycyjnym i z minuty na minutę stwarzali coraz więcej sytuacji bramkowych. Do tego karygodnym jak na golkipera takiej klasy zachowaniem wygłupił się w 10. minucie Gianluigi Donnarumma. Włoch wyszedł przed pole karne i kopnął w rywala zamiast w piłkę. Dla mistrza Europy z 2021 roku takie zachowania są co najmniej kompromitujące i niegodne. Przez to mistrzowie Francji musieli przez niemal całe spotkanie grać w osłabieniu.
Ta gra w osłabieniu jednak nie do końca przeszkadzała piłkarzom PSG. Oczywiście cofnęli się pod swoją bramkę, lecz mimo tego próbowali odgryzać się swoim rywalom i w miarę możliwości wypychać ich od własnego pola karnego. Tak się stało w 23. minucie kiedy to paryżan na prowadzenie wyprowadził Kylian Mbappe. Goście po tym golu cofnęli się pod własne pole karne i tak naprawdę jedyne o czym marzyli to zakończeniu spotkania. Szukali jedynie kontrataków i walczyli o życie w tejże rywalizacji. Wyglądało to co najmniej żenująco. Oczywiście, jeśli spojrzymy na jakość piłkarską jaką prezentuje sobą PSG. Jednak cóż zrobić jak Donnaruma naważył piwa. Zawodnicy musieli sami je pić przez resztę spotkania. Koledzy z pewnością po meczu lub w jego trakcie podziękowali swojemu koledze z drużyny.
Nieustanne ataki gospodarzy
Druga połowa wyglądała tak jak pierwsza po strzeleniu gola przez Kyliana Mbappe. Paryżanie jedyne co robili to wybijali piłkę jak najdalej od własnego pola karnego. Zamknęli dostęp do własnej bramki. Stać ich było tylko na przeprowadzenie pojedynczych kontrataków, które nie były zbyt groźne dla gospodarzy. Kto by pomyślał, że to drużyna Le Havre będzie w tym spotkaniu bić głową w mur i tak dominować na boisku. PSG kompletnie nie istniało i wyglądało na zespół, który broni się przed spadkiem. Bronili jednobramkowego prowadzenia jak niepodległości. Gdyby dzisiaj na przeciwko piłkarzy Luisa Enrique stanęła drużyna lepsza piłkarsko i prezentująca więcej spokoju to z pewnością PSG by ten mecz przegrało kilkoma bramkami. W końcówce gospodarze skupili się tylko i wyłącznie na atakowaniu, zapominając o obronie. Wykorzystali to paryżanie i w 89. minucie wynik spotkania ustalił Vitinha.
Paryżanie bronili się bardzo dobrze i im dłużej trwał ten mecz tym można było odnieść wrażenie, że piłkarze Luisa Enrique dowiozą to skromne zwycięstwo. Tym samym PSG wykorzystuje pierwszą porażkę w sezonie Nicei i powiększa przewagę nad zespołem Marcina Bułki do 4. punktów. Piłkarze Le Havre mogą sobie pluć w brodę, że z tego meczu nie udało im się wyciągnąć chociaż punktu. Jednak ich postawa zasługuje na pochwałę i potwierdza, że jest to drużyna bardzo groźna, która nikogo się nie boi.