7 września 2023 roku. Polska świętuje zwycięstwo nad Wyspami Owczymi. Bohaterem biało-czerwonych zostaje 19-letni Mateusz Musiałowski. Napastnik Górnika Zabrze kilka tygodni wcześniej powrócił do Polski po trzyletnim pobycie w Liverpoolu. Śląski klub potrzebował wzmocnień po sprzedaży Szymona Włodarczyka do ekipy Sturm Graz. Musiałowski z marszu dostał szansę w pierwszym składzie ekipy Jana Urbana, a kilka niezłych ligowych występów wystarczyło, by przekonać Fernando Santosa do wysłania powołania. Spora w tym zasługa fatalnej formy innych polskich napastników. Musiałowski błysnął w Zabrzu, a następnie wszedł z ławki przeciwko Wyspom Owczym, z miejsca rozkręcając mocno ślamazarną grę biało-czerwonych.
Powyższy scenariusz jest oczywiście fikcją
Polska w marnym stylu pokonała Wyspy Owcze, ale Fernando Santos nie miał w kadrze przebojowych „wilczków”, których mógłby wpuścić z ławki. Górnik Zabrze poszukując napastnika, zdecydował się na sprowadzenie Sebastiana Musiolika, który na ten moment średnio radzi sobie z pokładanymi oczekiwaniami. A co z Musiałowskim? Niestety, dalej pozostaje zawodnikiem Liverpoolu, a raczej drugiej drużyny Liverpoolu, w której i tak nie zawsze łapie się do kadry meczowej.
Trudno w tym momencie zrozumieć logikę wyborów Mateusza. Wiemy, że rzeczywiście budził zainteresowanie ekstraklasowych klubów — w tym Górnika Zabrze, jednak razem z rodziną kategorycznie odrzucili możliwość powrotu do Polski. W pewnym momencie pojawił się temat TSV Hartberg, jednak finalnie Austriacy wycofali się z transferu. Musiałowski w obecnym sezonie zaczął od gola i asysty z Evertonem, ale już dwa ostatnie mecze spędził poza kadrą meczową drugiej drużyny „The Reds”. Miał balansować między zespołami młodzieżowymi a pierwszym, tymczasem od dawna balansuje między drużyną U21, a… brakiem gry.
Musiałowski marnuje czas
Kuriozum całej sytuacji polega na tym, że w polskiej piłce brakuje szybkich, przebojowych napastników. Oczywiście, nie traktujemy Musiałowskiego jako typowej „9”. Chociaż występował i w takiej roli, ostatnio najczęściej grywa na bokach. Ścieżka do kadry narodowej mogłaby być bardzo krótka, a w PKO BP Ekstraklasie miałby olbrzymie szanse pokazania swojego potencjału. O ile niechęć powrotu do Polski możemy jeszcze zrozumieć, o tyle w Liverpoolu nie ma tak naprawdę żadnych perspektyw. Kończy się jego kontrakt, jest jeszcze dalej od seniorskiej drużyny, niż był dwa lata temu. Nawet angielscy kibice w mediach społecznościowych piszą o Polaku jako „zmarnowanym talencie”. Oczywiście, to przesada, jednak czas nie gra na korzyść Mateusza.
Był moment, gdy okrzyknięto go polskim Messim i zachwycano się jego pięknymi akcjami. Obecnie rzadko który polski kibic pamięta o jego osobie. A przecież mówimy o graczu, który w październiku skończy 20 lat. Nie jest juniorem, tylko zawodnikiem, który już dawno powinien regularnie grać. Być może, Musiałowski naprawdę widzi jakiś sens w dalszym pobycie w Liverpoolu, a pewnego dnia przeżyjemy szok, widząc jak dostaje szanse od Jurgena Kloppa? Na ten moment, w działaniach Polaka brakuje niestety logiki. Szkoda, bowiem jak wspominaliśmy wcześniej, okoliczności podjęcia wyzwania w PKO BP Ekstraklasie były bardzo korzystne, a nawet gra w lidze austriackiej byłaby lepsza, niż kolejne miesiące czekania na szansę, której w Liverpoolu nikt mu nie chce dać.