Debata dotycząca wyboru selekcjonera piłkarskiej reprezentacji powoli staje się cykliczną, ogólnopolską tradycją. Od kilku lat panuje przekonanie, że polscy piłkarze są „rozleniwieni” i potrzebują trenera, który będzie nimi zarządzał silną ręką. Nie bez powodu przez dłuższy czas, jako wymarzonego kandydata wskazywano Stanislava Cherchesova. Ba! Gdyby nie wiadoma sytuacja polityczna, pewnie byłby dziś murowanym faworytem. Nawet Ty, drogi czytelniku — kliknąłeś pewnie w ten tekst, bowiem połączyłeś proste skojarzenia – „antysystemowego” Goncalo Feio, który w Lublinie nie uznaje półśrodków i uznaje rację tylko jednej osoby — samego siebie, oraz bezjajeczną reprezentację Polski, pełną piłkarzy, z którymi trudno się identyfikować. Paradoksalnie, poczciwy Portugalczyk, którego trenerskie CV najdelikatniej rzecz ujmując, jest, póki co niezbyt imponujące, miałby pewnie wielu zwolenników. Pal licho, że w kadrze mogłoby dojść do (przenośnie i dosłownie) rozlewu krwi, skoro w końcu ktoś wziąłby się za święte krowy, prawda?
Selekcjoner jako najważniejsza osoba w kadrze
Zwróćmy uwagę na jedną cechę, której kibice od dawna oczekują, a której od dawna brakuje selekcjonerom. Respekt u zawodników. Gdy pojawią się problemy, zawsze spadają one na opiekunów kadry. Coś nie gra? Nie ma dyskusji o tym, że dany piłkarz truchta po murawie zamiast presować, albo popełnia amatorskie błędy przy wyprowadzaniu piłki lub kryciu. Zawsze winny jest selekcjoner, którego metody „nie sprawdzają się”. Te wszystkie sekundy ciszy w kontekście Brzęczka, podważanie defensywnej taktyki Michniewicza, a nawet brak wsparcia dla Santosa gdy wyniki zawalili piłkarze — to wszystko nie bierze się z przypadku.
Gdy Fernando Santos został ogłoszony selekcjonerem, chwalono, że to człowiek „spoza systemu”. Miał oceniać zawodników ze względu na ich formę, a nie nazwiska. Koniec końców stał się dokładnie tym, co miał zwalczać. Człowiekiem, który boi się odważnych wyborów i idzie po najmniejszej linii oporu, stawiając na Grzegorza Krychowiaka. To jego wina, ale postawmy się na jego miejscu. Może po prostu wierzył, że zawodnicy Barcelony, Arsenalu, Napoli czy Juventusu nie potrzebują nauki taktyki? Że są na tyle dojrzali piłkarsko i po prostu będą robić swoje? Bądźmy sprawiedliwi, Santos popełniał błędy, ale ta kadra nawet z Tomaszem Hajto w roli selekcjonera nie miała prawa zagrać tak złych spotkań z Mołdawią, Wyspami Owczymi oraz Albanią.
Jeśli Papszun jest „zbyt ostry” dla kadry, to kogo my chcemy?
W ostatnich dniach coraz częściej podważana jest osoba Marka Papszuna, który zdaniem mediów ma nie pasować do kadry swoim autorytarnym stylem pracy. A co jeśli nagle odstawi jakichś liderów od pierwszego składu? Niby chcemy rewolucji i odważnych zmian, a jednak się ich boimy. Osobiście uważam, że największą wadą naszej kadry jest jej fatalny mental. Piłkarze, którzy w klubach potrafią grać na wysokim poziomie, w reprezentacji boją się piłki. Zresztą — często widząc zawodników z Mołdawii czy Albanii zdajemy sobie sprawę, że to przeciętni kopacze, ale nadrabiają zaangażowaniem. Era Leo Beenhakkera do dziś jest wspominana z sentymentem, bo piłkarze potrafili rzucić się na Portugalię. Nie bali się nikogo. I chociaż zabrzmi to kuriozalnie, uważam, że reprezentacji bardziej przydałby się obecnie ktoś pokroju Feio, niż drugi Santos.
Faworytami są oczywiście Marek Papszun oraz Michał Probierz i szczerze, obu jestem jako kibic w stanie zaakceptować i zaufać w ich pomysł na kadrę. Pod jednym warunkiem! Pracując w kadrze, nie będą przejmować się tym, co pomyślą media. A jeśli któryś z piłkarzy nie będzie gotowy na respektowanie ich poleceń, po prostu odsuną go od składu. Wróci rywalizacja, a przestaniemy stawiać na tych samych graczy, bo „nie ma lepszych”. Wolę słabego, ale ambitnego rzemieślnika z Ekstraklasy niż wielkiego grajka z mocnej ligi, który zakłada koszulkę z orzełkiem. Tak, to populistyczna teza, ale czy nie jest oczywista? Zauważmy, że Santos do samego końca nie zrzucał winy na zawodników. Skończyło się tym, że stracił posadę, co paradoksalnie prawdopodobnie przyjął z ulgą.
Gra na przeczekanie to marnowanie czasu
Niestety, rewolucja wymaga ofiar, a doszliśmy do momentu, w którym rewolucja wydaje się nieunikniona i dalsze zakłamywanie rzeczywistości będzie już jedynie stratą czasu. To irracjonalnie, ale sam ciepło spoglądam w kierunku takiego Goncalo Feio, który jest przecież abstrakcyjną opcją. Wynika to w dużym stopniu z bezsilności względem naszej reprezentacji. Może po prostu jesteśmy zmęczeni selekcjonerami, którzy w trudnych momentach przekonują, że wszystko jest okej, zamiast walnąć pięścią w stół i powiedzieć — nie zależy ci na grze w kadrze — to wypad! Nasza reprezentacja potrzebuje świeżego powietrza, jednak zbliżamy się do momentu, w którym ktoś po prostu będzie musiał wybić szybę.