Po awansie Rakowa do fazy play-off eliminacji do Ligi Mistrzów, mecz ze Stalą Mielec naturalnie zszedł na dalszy plan. To spotkanie było dobrą okazją dla Rakowa na wprowadzenie kilku nowych piłkarzy – już od pierwszej minuty zagrał Dawid Drachal i Antonisem Tsiftsis, a Dawid Szwarga postanowił oszczędzić siły Vladana Kovacevicia, Sonny’ego Kittela oraz Władysława Koczerhina. Stal chciała wykorzystać to, że Raków ma teraz ważniejsze sprawy na głowie i przy okazji urwać chociaż punkt Medalikom, a najlepiej zgarnąć całą stawkę. Pytanie tylko brzmiało – czy Raków na to pozwoli?
Senna pierwsza połowa
Po pierwszych 10 minutach nasuwała się odpowiedź na postawione pytanie na początku artykułu – nie pozwoli. Od samego początku to Raków przeważał. Jak najlepsze pierwsze wrażenie chciał sprawić Drachal, lecz wyglądał na zestresowanego i popełniał proste błędy. Gdy tylko Raków był w posiadaniu piłki, mielczanie przyjmowali bardzo defensywną taktykę. Gospodarze byli bardzo aktywni w ofensywie, budowali wiele akcji, jednak nie byli w stanie skonstruować tej jednej, ale skutecznej. Częstochowianie podejmowali nienajlepsze decyzje lub zabrakło precyzji przy wyprowadzaniu ataków. Stal natomiast nie stanowiła jakiegoś szczególnego zagrożenia. Mimo to było widać gołym okiem, że Raków nie gra na 100% swoich możliwości, dlatego też tempo meczu było nieporównywalnie wolniejsze od tego w dzisiejszym starciu Radomiaka z Wartą.
Stal również próbowała swoich sił w ataku. W ciągu 45 minut przetestowali greckiego golkipera Rakowa dwukrotnie – z każdym strzałem Tsiftsis sobie poradził. Czas płynął, w Częstochowie było nudno, Raków budował akcje i można było w spokoju wyjść do toalety lub po jedzenie. Jednakże w 45. minucie częstochowianie w końcu dopięli swego i zdobyli pierwszą bramkę tego spotkania. Drachal ograł Getingera i zagrał do Giannisa Papanikolaou, a Grek z pierwszej piłki oddał strzał na bramkę, dając gola do szatni.
Nikt się raczej nie spodziewał, że w pierwszej połowie padnie bramka. Ale jednak Medalikom się udało. Dla Stali remis był korzystnym wynikiem, dlatego też nie należało spodziewać się po tym meczu porywającego spektaklu. Druga połowa miała upłynąć podobnie, jak pierwsza.
Więcej życia w drugiej połowie
Tak jak można było przypuszczać, przebieg drugiej części był zbliżony do tej pierwszej. Mimo straconej bramki, Stal nadal chowała się za podwójną gardą i nie atakowała rywala. Raków natomiast na spokojnie grał piłką. W 54. minucie Bartosz Nowak bardzo dobrze dośrodkowywał w pole karne. Do piłki dopadł Adnan Kovacević i zabrakło tak niewiele, aby Medaliki podwoiły swoje prowadzenie.
W 63. minucie Raków stanął przed kolejną szansą na drugą bramkę. Przed polem karnym dużo miejsca miał Ben Lederman. Przemierzył z piłką kilka metrów, podał do Nowaka, a 29-latek zwieńczył tę akcję bramką. Po 3 minutach mogło być już nawet 3:0. W sytuacji sam na sam z bramkarzem Stali znalazł się Łukasz Zwoliński. Nie podjął jednak dobrej decyzji, bowiem zwlekał ze strzałem zbyt długo i ostatecznie nic nie wyniknęło z tej akcji.
Raków rozkręcił się na dobre. W 70. minucie Zwoliński miał świetną okazję i ponownie nie skończyła się ona bramką – jego strzał w ostatniej chwili obronił Mateusz Kochalski. Dobijać próbował Drachal, ale ofiarnie wślizgiem tę dobitkę obronił Kamil Pajnowski. Chwilę później po rzucie rożnym groźnie uderzył Papanikolaou, jednak tym razem Stali „pomógł” słupek.
Ekipa z Podkarpacia przycisnęła trochę bardziej około 10 minut przed końcem spotkania. Jednakże nadal to było za mało na Raków, dalej mecz toczył się pod dyktando podopiecznych Dawida Szwargi. Jeszcze w 90. minucie Raków zaatakował. Sonny Kittel zagrał do Deiana Sorescu, jednak Rumun strzelił w słupek. Tym samym, po raz kolejny obramowanie bramki uratowało Stal. Tempo spotkania było już wolniejsze. Koniec końców skończyło się dwubramkowym zwycięstwem Rakowa.
To spotkanie z pewnością nie było widowiskiem. Nie porwało ono kibiców, bo nie działo się zbyt wiele. Ciekawszy zrobił się dopiero po bramce Papanikolaou. Warto jednak mieć na uwadze to, że częstochowianie skupieni są na FC Kopenhadze, a do tego starcia potrzebują kluczowych piłkarzy, którzy są wypoczęci i w dobrej formie. Raków mógł, lecz nie musiał, a Stal natomiast remis z Rakowem by zadowolił – to zawsze 1 punkt więcej i biorąc pod uwagę klasę przeciwnika, ten punkt byłby bardzo cenny. Mecz natomiast zakończył się zasłużonym zwycięstwem Rakowa.