Liverpool w kryzysie strzeleckim. Czy nadchodzi zmierzch tercetu Salah-Mane-Firmino?

Wymieniając przyczyny kryzysu Liverpoolu w tym sezonie na pierwszy plan wychodzą kontuzje, które przede wszystkim zdziesiątkowały defensywę. Absencje Virgila Van Dijka, Joe Gomeza, Joela Matipa oraz uraz Hendersona odniesiony już w drugiej części sezonu znacząco wpłynęły na liczbę traconych goli przez The Reds. Niemniej jednak, w żadnym pełnym sezonie pod wodzą Jurgena Kloppa Liverpool nie strzelał tak mało goli w Premier League, jak w tym. W maj, piąty miesiąc roku, wejdą z czterema strzelony golami na Anfield w 2021. Z czego wynikają problemy Liverpoolu pod bramką przeciwnika?

Jak obecny Liverpool wypada na tle poprzednich lat?

W obecnym sezonie Liverpool zdobył 55 bramek w 33 meczach, co daje średnią 1,67 na mecz. W poprzednich pełnych sezonach kadencji Jurgena Kloppa liczba bramek na spotkanie wynosiła kolejno:

REKLAMA

Liczba bramek na mecz Liverpoolu we wszystkich pełnych sezonach Jurgena Kloppa:
2016/17 – 2,05
2017/18 – 2,21
2018/19 – 2,34
2019/20 – 2,24
2020/21 – 1,67

Tak więc spadek nie jest nieznaczny. Jest wręcz mocno zauważalny. Liverpool obecnie trafia do siatki z podobną regularnością, co w sezonie 2015/16 – pierwszej, niepełnej kampanii Kloppa na Anfield, kiedy zespół skończył na ósmej lokacie. Warto też sprawdzić, jak na tle poprzednich lat wypada obecny zespół pod kątem rzeczywistej liczby i jakości sytuacji. A to najlepiej oddaje model spodziewanych bramek (xG). Choć nie jest on idealny i w pojedynczych meczach często zakłamuje rzeczywisty obraz spotkania, tak na przestrzeni całych rozgrywek powinien być dobrym miernikiem.

xG na mecz Liverpoolu we wszystkich pełnych sezonach Jurgena Kloppa:
2016/17 – brak danych (wówczas tak zaawansowane statystyki nie były jeszcze powszechnie dostępne)
2017/18 – 1,93
2018/19 – 1,96
2019/20 – 1,83
2020/21 – 1,74 xG/mecz

Jak łatwo zauważyć, w minionych latach zespół Jurgena Kloppa strzelał więcej niż „powinien”, a w obecnym sezonie liczba zdobywanych bramek jest nieznacznie niższa niż wartość xG. Wniosek? Liverpool zatracił skuteczność, co widać i gołym okiem. W poprzednich trzech sezonach średnio co 6-7 strzał wpadał do siatki. W obecnym na pokonanie bramkarza rywali Liverpool potrzebuje średnio prawie 10 uderzeń. Jeśli jesteśmy już przy skuteczności – zobaczmy, jak The Reds wykorzystywali „duże szanse” (Opta definiuje to jako sytuację, którą piłkarz powinien wykorzystać; w Polsce często mówimy na to „sytuacja 100%-owa).

Liczba „dużych szans” na mecz Liverpoolu i procent ich wykorzystywania we wszystkich pełnych sezonach Jurgena Kloppa:
2016/17 – 2 (57%)
2017/18 – 2,87 (44%)
2018/19 – 2,84 (50%)
2019/20 – 2,87 (40%)
2020/21 – 2,72 (39%)

W obecnym sezonie konwersja jest najniższa. W poprzednim było już widać brak umiejętności zachowania zimnej krwi pod bramką rywala, ale piłkarze The Reds nadrabiali zdobywaniem bramek z mniej dogodnych pozycji. Niemniej jednak, ich liczba utrzymuje się na poziomie poprzednich sezonów, co w połączeniu z porównaniem spodziewanych bramek wskazuje, że Liverpool nadal potrafi tworzyć okazje i to wcale nie dużo gorzej niż w ich prime timie.

Nieskuteczność

Nagły spadek skuteczności zespołu jest dziwny tym bardziej, że latem na Anfield przybył Diogo Jota. Portugalczyk część sezonu leczył kontuzję, ale i tak znacznie przyczynił się do poprawy wyników ofensywnych Liverpoolu. Na przestrzeni całego sezonu jest najskuteczniejszy i potrzebuje najmniej okazji do zdobycia gola z całej drużyny. Średnio, co piąty jego strzał trafia do siatki. Dla porównania – Mane na bramkę potrzebuje ponad dziesięciu uderzeń, a Roberto Firmino nawet dwunastu.

No właśnie, Sadio Mane i Roberto Firmino to główni sprawcy, dla których ten tekst w ogóle powstaje. Salah również marnuje sporo sytuacji, ale jeszcze w granicach rozsądku, a poza tym liczba goli – 29 we wszystkich rozgrywkach – go usprawiedliwia. Reszta słynnego tercetu Liverpoolu ma łącznie tylko 19 bramek i ich indolencja strzelecka jest godna pożałowania. Roberto Firmino wykorzystuje zaledwie 25% „dużych okazji”, a Mane jest w tym aspekcie niewiele lepszy – 30%. Biorąc pod uwagę współczynnik xG każdy z nich „powinien” strzelić w tym sezonie Premier League o 4 bramki więcej.

REKLAMA

Spadek formy Mane i Firmino

Firmino w poprzednich latach można było już wytykać nieskuteczność, ale często tłumaczono go – zresztą całkiem słusznie – pracą na rzecz zespołu. Nie był typowym napastnikiem. Był fałszywą „9-tką” i pełnił także funkcję głównego rozgrywającego. Chodziły słuchy, że Klopp nikogo nie cenił tak bardzo, jak Brazylijczyka. To on pracował na gole Sadio Mane i Mohameda Salaha. Mimo to Brazylijczyk jednak w każdym z czterech pierwszych sezonów na Anfield był w stanie zapewnić dwucyfrową liczbę goli w Premier League. Dopiero w poprzedniej kampanii zabrakło mu do tego dorobku jednego trafienia. W obecnym sezonie ma na swoim koncie tylko 6 trafień, z czego ostatnie 28 stycznia. Tak więc bardzo wątpliwe, że Firmino choćby wyrówna liczbę goli z zeszłego sezonu.

Nagły spadek formy strzeleckiej Sadio Mane jest jeszcze bardziej zastanawiający. Senegalczyk w tym sezonie w lidze trafił do siatki tylko 8 razy, z czego połowę nabił w pierwszych pięciu kolejkach. Dotychczas jego najuboższą w bramki kampanią Premier League w koszulce Liverpoolu była ta w latach 2017/18, w której strzelił 10 goli. To był także fenomenalny rok Salaha, a przez pierwszą część sezonu ofensywę wspomagał Coutinho, więc gole bardziej się rozkładały. W następnych dwóch sezonach, kiedy za bramki byli odpowiedzialni głównie on i Salah Senegalczyk strzelał – odpowiednio – 22 i 18 bramek, a według modelu xG wcale nie dochodził do dużo większej liczby sytuacji niż teraz.

Uzależnienie od ataku

Kiedy połowa linii ofensywnej zawodzi odpowiedzialność za strzelanie bramek powinni wziąć też inni zawodnicy. Dobrym przykładem jest tutaj Manchester City. Nie mają bramkostrzelnego napastnika, więc ciężar rozkłada się na Gundogana, Fodena, Mahreza, czy nawet środkowych obrońców (którzy strzelają po SFG) dzięki czemu City jest w półfinale LM i w drodze po kolejny tytuł w lidze. A Liverpool? Liverpool uzależniony jest od bramek swoich napastników, którzy są nieskuteczni. W drugiej linii nie ma piłkarza, który zapewniłby te kilka goli w sezonie. Wijnaldum jest takim zawodnikiem w reprezentacji, gdzie gra wyżej i potrafi wejść w tempo w pole karne, ale w klubie strzela od święta. Wyłączając ofensywny kwartet The Reds najlepszymi strzelcami The Reds we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie są Curtis Jones i Takumi Minamino (po 4 gole). Ograniczając tą statystykę do samej Premier League – tylko Gini Wijnaldum i Trent Alexander-Arnold strzelili więcej niż jedną bramkę.

W Premier League 80% goli to zasługa Salaha, Joty, Mane bądź Firmino. W Lidze Mistrzów wskaźnik ten wzrasta aż do 93%. Jedynym autorem bramki w tych rozgrywkach poza ofensywnym kwartetem (choć Firmino też nie trafił ani razu do siatki) jest Curtis Jones.

Jurgen Klopp ma dwa problemy do rozwiązania pod kątem zdobywania bramek. Musi zastanowić się, czy tercet, który przez poprzednie lata zaprowadził Liverpool na szczyt ma rację bytu w obecnym kształcie. Jota miał być alternatywą na wypadek kontuzji, czy zmęczenia któregoś z zawodników, ale na ten moment powinien być pewniakiem do podstawowego składu. Drugą sprawą jest znalezienie zawodnika do drugiej linii, który od czasu do czasu wyręczyłby ofensywę w zdobywaniu bramek. Nie wiemy, czy Jurgen Klopp zdecyduje się na zakupy już tego lata, ale wiemy, że Liverpool za niedługo czeka pierwsza poważna przebudowa ofensywy od dawna. Za pierwszym razem Klopp zbudował tercet, który nierozerwalnie będzie kojarzył się z jego kadencją na Anfield. Jak mu pójdzie za drugim razem – przekonamy się już niedługo.

fot.: Liverpool

Obserwuj autora na Facebooku i Twitterze

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ