Arsenal przegrywał 0:2, ale wygrał po golu w ostatniej akcji! Niespodziewany bohater

Po zwycięstwie Manchesteru City nad Newcastle na rozpoczęcie 26. serii gier w Premier League większość oczów kibiców angielskiej piłki była skierowana na Emirates Stadium sprawdzić w jaki sposób odpowie Arsenal. Kanonierzy na własnym stadionie podejmowali Bournemouth, które znajdowało się w strefie spadkowej, ale – jak dobrze wiemy – w Premier League nie ma łatwych meczów. Arteta i jego zespół dziś się o tym przekonali.

Mecz zaczął się od mocnego uderzenia

Już w 9. sekundzie na prowadzenie sensacyjnie wyszli goście. Bournemouth przygotowało specjalne rozegranie z rozpoczęcia meczu i dzięki dekoncentracji defensywy Arsenalu Philip Billing trafił do siatki. Arsenal od razu zareagował i ruszył do ataku. Od razu zamknął rywali nie tyle na własnej połowie, co nawet we własnej tercji obronnej, ale z czasem siła tych ataków gasła. Zespół Mikela Artety otrzymał jeszcze jedno ostrzeżenie po kontrataku Wisienek, kiedy świetnie interweniował Ramsdale. Można było odnieść wrażenie, że taki sygnał alarmowy dał do myślenia Kanonierom, aby nie rzucać jeszcze wszystkich sił do ataku. Kolejnym ciosem osłabiającym Arsenal była kontuzja Leandro Trossarda. Za niego na boisku pojawił się Emile Smith-Rowe, a na środek ataku przeszedł Gabriel Martinelli. Efekt? Dla Arsenalu niekorzystny. Lewa strona przestała funkcjonować i niemal wszystkie ataki pchali drugą flanką.

REKLAMA

Arsenal trochę bił głową w mur, ale miał nad meczem kontrolę

Mocno przeważał, oddawał sporo strzałów (choć wiele z nich było blokowanych), wywalczał mnóstwo rzutów rożnych. Paradoksalnie to jednak zespół Gary’ego O’Neila podwyższył prowadzenie w 57. minucie po swoim pierwszym kornerze za sprawą Marcosa Senesiego. Obrona przed stałymi fragmentami gry w wykonaniu Kanonierów zdecydowanie się pogorszyła. Z 7 ostatnich meczów w czterech tracili gola w ten sposób. Niemniej jednak, to rzut rożny dał Arsenalowi bramkę kontaktową. W tłoku najlepiej odnalazł się Thomas Partey, który z bliskiej odległości przyłożył nogę. Comeback zaczął być realny.

13 minut po tym jak Bournemouth objęło dwubramkowe prowadzenie – na tablicy wyników było już 2:2. Po dośrodkowaniu dopiero co wprowadzonego Reissa Nelsona bramkę zdobył inny zmiennik – Ben White. Arsenal naciskał, miał swoje sytuacje, sędziowie w całym meczu aż czterokrotnie analizowali z pomocą VAR czy nie należał im się rzut karny, ale finalnie nie przyznali żadnego. Arbiter pomógł jednak przedłużając mecz trochę dłużej niż 6 minut, ktre doliczył. Po rzucie rożnym piłkę na 16. metrze zebrał Reiss Nelson, który pięknym uderzeniem zapewnił Arsenalowi 3 punkty. Arsenal ma niespodziewanego bohatera.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,735FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ