Siódmy w tabeli Radomiak Radom od osiemnastej (ostatniej) Miedzi Legnica dzieli zaledwie 11 punktów – dystans, który przy idealnych wiatrach można odrobić w 4 kolejki. Choć niektóre zespoły patrzą przed siebie i myślą o miejscu dającym prawo gry w eliminacjach Ligi Konferencji tak naprawdę o 12 klubach Ekstraklasy po 21 kolejkach nie możemy powiedzieć, że mogą być pewne utrzymania. Bo w rundzie wiosennej z Ekstraklasy po prostu nikt nie chce spaść.
Miedź nie składa broni…
Przed rundą wiosenną wydawało się, że mamy dwóch oczywistych kandydatów do spadku – Miedź Legnicę i Koronę Kielce. Dla obu zespołów – jak to często bywa u beniaminków – przeskok z 1. Ligi do Ekstraklasy okazał się zbyt duży. Zwalniając Wojciecha Łobodzińskiego legniczanie mieli na koncie zaledwie 5 punktów po 11 meczach. Do końca rundy udało się ten dorobek zwiększyć do 12 „oczek”, ale bezpieczna strefa ciągle wydawała się dość odległa (5 punktów). Ponadto powierzenie misji utrzymania zespołu Grzegorzowi Mokremu, trenerowi, dla którego jest to pierwsza styczność z Ekstraklasą, a jako pierwszy szkoleniowiec prowadził drużynę tylko 34 razy w swojej karierze wydawało się ryzykownym posunięciem. Oczywiście, znajdą się przypadki, gdzie postawienie na trenera nieoczywistego w tak trudnej sytuacji się sprawdzało (Dawid Szulczek w Warcie Poznań), ale zdecydowanie częściej taka gra kończyła się klapą.
W zimowym okienku władze Miedzi totalnie zmieniły politykę transferową względem lata i zadbały o to, aby w zespole znalazło się kilku zawodników, którzy Ekstraklasę znają jak własną kieszeń. Na środek obrony sprowadzony został Andrzej Niewulis, który w poprzednim sezonie był podstawowym piłkarzem wicemistrza Polski. Drugą linię wzmocnił natomiast Kamil Drygas. 31-latek po zerwaniu więzadła krzyżowego na początku rozgrywek 2019/20 nie wrócił do dawnej formy, ale w Pogoni nadal łapał minuty jako zmiennik. Bardzo dobrym wzmocnieniem okazał się również Giannis Masouras grający na prawym wahadle. Grek w sezonie 2020/21 był piłkarzem Górnika Zabrze, więc Ekstraklasa nie jest dla niego nowością. W ten sposób Miedź zdecydowanie poprawiła grę w defensywie. W 5 meczach stracili 5 bramek i zdobyli 6 punktów notując tylko 1 porażkę.
…podobnie jak Korona
Korona Kielce zimowała mając tylko 1 punkt więcej od Miedzi. O ile w przypadku zespołu z Legnicy było widać pozytywny trend pod koniec rundy, tak Korona po przyzwoitym początku sezonu Ekstraklasy bardzo mocno wyhamowała. W ostatnich 10 meczach jesieni zdobyli zaledwie 3 „oczka”. Ostatnie zwycięstwo? 27 sierpnia. Zwolnienie Leszka Ojrzyńskiego wywołało lekką burzę, ale miało swoje podstawy. Zespół przejął Kamil Kuzera, który gdyby nie był związany z klubem to na 100% tej posady by nie dostał.
W zimie kielczanie podeszli do wzmacniania kadry w inny sposób niż Miedź. Z Polaków pozyskali wyłącznie Bartosza Kwietnia (który i tak nie odgrywa ważnej roli w zespole i raczej nie będzie). Z różnych stron świata pozyskano natomiast Hiszpana Nono, Kanadyjczyków Dominicka Zatora i Marcusa Godinho oraz Rumuna Mariusa Briceaga. Każdy z nich zadebiutował już w zespole, a o Nono, Zatorze i Briceagu możemy już mówić jako o piłkarzach podstawowej jedenastki. Efekty skutecznych transferów widać także w tabeli. Korona pokonała Cracovię i Lechię oraz dopisała sobie punkt ze Śląskiem bardzo dobrze rozpoczynając ligową wiosnę. Obecnie dystans do pierwszego bezpiecznego miejsca stopniał do zaledwie dwóch punktów.
Z Ekstraklasy nikt nie chce spaść
Dla całej reszty stawki powinno to oznaczać jeszcze większą mobilizację, aby możliwie jak najwcześniej zapewnić sobie utrzymanie. O ile w zimie w przykładowych Gliwicach mogli ze strachem patrzyć w tabelę (bo Piast znajdował się w strefie spadkowej), tak równocześnie mogli powtarzać sobie, że choć jeden zespół z całej pozostałej konkurencji zamieszanej w walkę o utrzymanie na pewno będzie miał słabszą wiosnę i utrzymają się ich kosztem. Za kilka miesięcy może się jednak okazać, że będzie trzeba znaleźć nie jedną, a dwie, może nawet trzy takie drużyny, ponieważ Miedź i/lub Korona się podniosą i z Ekstraklasą będą musiały się pożegnać aż trzy marki działające według myśli „my nie spadniemy, zawsze znajdzie się ktoś gorszy” (Piast, Górnik, Jagiellonia, Zagłębie, Śląsk, Lechia).
Historia uczy, że najlepszą rzeczą, która może się przytrafić klubom walczącym o utrzymanie to jak najwcześniejsze zdanie sobie z tego sprawy. Nikt nie jest za duży, żeby spaść, o czym dobitnie przekonała się w poprzednim sezonie Wisła Kraków. Dość szybko pojęła to Lechia Gdańsk, która po 10 meczach miała 5 punktów, ale jeszcze przed Mistrzostwami Świata zdołała wyjść ponad kreskę. Przykładem w drugą stronę jest za to Górnik Zabrze, w którym Bartosch Gaul ciągle chce wpajać piłkarzom swoją filozofię i grać w piłkę, jednak na razie nie przekłada się to na punkty. Można odnieść wrażenie, że w Gliwicach, Lubinie, Białymstoku i Wrocławiu są gdzieś pomiędzy. Dostrzegają, że sufit przecieka, ale na razie podstawiają tylko wiaderko zamiast naprawić szkodę. Nie przejmują się tym aż tak bardzo.
Zdecydowanie łatwiej utrzymać się w lidze, jeśli od samego początku rozgrywek jest to twoim podstawowym celem i od razu nastawiasz się na zbieranie punktów potrzebnych do realizacji misji. Bo walka o utrzymanie to tak specyficzna działka w futbolu, w której niekoniecznie musisz być tym lepszym. Czasem wystarczy, że będziesz tym mądrzejszym.