Po przegranym meczu 4. rundy EFL Cup przeciwko Manchesterowi City w zeszły czwartek, Liverpool miał okazję poprawić nastroje w swoim otoczeniu przy okazji powrotu Premier League i starcia z Aston Villą. The Reds zrobili co do nich należało, choć nie było to wcale łatwe zadanie.
Ogrom okazji Liverpoolu i frustrująca nieskuteczność Nuneza
Wynik meczu już w 5. minucie otworzył Mohamed Salah, który pokonał Robina Olsena z bliskiej odległości po dograniu Andrew Robertsona. Na drugie trafienie kibice zespołu gości nie powinni czekać długo, lecz Darwin Nunez zmarnował w pierwszej połowie przynajmniej 3 dogodne sytuacje. Urugwajczyk zdaje się być przyblokowany mentalnie i w kluczowych sytuacjach często podejmuje w ostatnim czasie złe decyzje. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Gola na 2:0 zdobył Virgil van Dijk w 37. minucie – tym razem Mo Salah zamienił rolę strzelca na asystenta. Przewaga Liverpoolu była wyraźna, jednak Aston Villa miała swoje momenty i dochodziła do głosu. Alisson czuwał wtedy na posterunku i to głównie jemu ekipa Jurgena Kloppa mogła zawdzięczać czyste konto do przerwy.
„Never mind Villa Park, this is Villa Spark!”
Druga połowa tego spotkania była jeszcze większą przyjemnością dla fanów piłki nożnej. Przez kolejne 45 minut mogliśmy obserwować niezwykle otwarte spotkanie, co spotyka się coraz rzadziej w dzisiejszym futbolu. Oglądaliśmy rajdy od jednej bramki do drugiej i tak na zmianę – obie strony dzisiejszej rywalizacji nadawały świetne z perspektywy widza tempo i intensywność temu spotkaniu. Nie zabrakło też goli. Gospodarze z Villa Park w pewnym momencie przejęli inicjatywę i byli zdeterminowani, aby znaleźć bramkę kontaktową. Udało im się to w 59. minucie – znakomite dośrodkowanie Douglasa Luiza wykorzystał Ollie Watkins. Anglik uderzył głową na dalszy słupek w sposób nie do obrony dla Alissona. Darwin Nunez zmarnował kolejną setkę w sytuacji sam na sam z Robinem Olsenem. A Stefan Bajcetić strzelił gola na 3:1 zaledwie 3 minuty po wejściu na murawę. Premier League is back!