Kiedy wszystkie oczy zwrócone są już na Katar – w Ekstraklasie odrabiano zaległości. Pod koniec lipca Lechia grająca wówczas w eliminacjach do Ligi Konferencji wykorzystała przywilej do przełożenia spotkania i dziś, kiedy reszta ligi udała się na odpoczynek Gdańszczanie i Górnik musieli zagrać 90 minut w niesprzyjających warunkach do gry.
W pierwszej połowie mecz był wyrównany – raz atakowała Lechia, raz inicjatywę przejmował Górnik.
Ciekawsze były jednak akcje Zabrzan. Dobrze w środku pola spisywał się Jules Mvondo rozdzielając piłki, „coś z niczego” próbował robić Lukas Podolski, a bardzo aktywny był Kanji Okunuki szukając wbiegnięć za linię obrony rywala. Wydawało się, że pierwsza połowa skończy się remisem ze wskazaniem na gości, ale Górnik strzelił gola „do szatni” po rzucie rożnym. Krótkie rozegranie, dośrodkowanie Erika Janzy i główka Emila Bergstroma. Zespół Bartoscha Gaula uczynił ze stałych fragmentów gry swoją silną broń.
W drugiej połowie Górnik miał nieco ułatwione zadanie.
W trakcie 15 minut przerwy w Gdańsku zaczął obficie padać śnieg, co spowodowało, że murawa była niemal całkiem biała, a wiadomo, że przy utrudnionych warunkach łatwiej bronić niż atakować. Śnieg i minusowa temperatura – tego w tym sezonie Ekstraklasy jeszcze nie było. Górnik i Lechia przez przełożony mecz dostąpili „zaszczytu” gry w takich okolicznościach jako pierwsi. Czy zima zaskoczyła naszych ligowców? Jeśli któryś z zespołów – to Lechię. Gospodarze nie wyglądali na zespół, który dąży do odrobienia strat. To nadal Górnik częściej atakował i tworzył więcej sytuacji. Podopieczni Bartoscha Gaula podeszli jeszcze wyżej pressingiem i sprawili, że Lechia bardzo rzadko znajdowała się w okolicach ich pola karnego.
Marcin Kaczmarek próbował odmienić obraz meczu zmieniając kolejnych ofensywnych piłkarzy, ale Lechia ciągle była bezsilna. Teoretycznie Górnik miał wszystko pod kontrolą i śmiało mógł podwyższyć prowadzenie. Pod koniec meczu Lechia odpowiedziała jednak tym samym, czym zaskoczył ją rywal – rzutem rożnym, po którym Mario Maloca doprowadził do wyrównania. Gdańszczanie poszli za ciosem i w ostatniej akcji meczu Łukasz Zwoliński – znów po rzucie rożnym – strzelił na 2:1. W Zabrzu będą pluli sobie w brodę, ponieważ przegrali wygrany mecz. Wystarczyło tylko dobić przeciwnika, który leżał na linach.