W styczniu zeszłego roku był bohaterem cichego transferu, któremu daleko do tych z pierwszych stron gazet. Przechodząc za darmo z rezerw Legii Warszawa do Zagłębia Lubin, Łukasz Łakomy liczył na szansę debiutu w Ekstraklasie. W stołecznym klubie bowiem tego nie uświadczył; tymczasem w miedziowych barwach wyrasta na jednego z najbardziej kompletnych środkowych pomocników rodzimej ligi.
Początki w Zagłębiu nie były jednak kolorowe
Łakomy po raz pierwszy na ekstraklasowe boiska wybiegł co prawda już 29 stycznia 2021 roku, dostając 8 minut od trenera Martina Seveli. Potem jednak przez jakiś nie podnosił się z ławki, grywał w trzecioligowych rezerwach lubinian albo dostawał „ogony” w jedynce. Ani razu nie znalazł się jednak w galowej jedenastce i pierwszą rundę w nowym klubie zakończył z dorobkiem ledwie 115 minut w Ekstraklasie.
Rozgrywki 2021/22 Zagłębie rozpoczęło z nowym szkoleniowcem na ławce – Dariuszem Żurawiem. Ten, od razu w pierwszym meczu sezonu przeciwko Wiśle Kraków, wystawił Łukasza w wyjściowym składzie. Jednak już po 45 minutach, przy stanie 2:0 dla Białej Gwiazdy, ściągnął go, wpuszczając nieco bardziej doświadczonego Łukasza Porębę. Ostatecznie lubinianie przegrali 0:3, cały zespół zaprezentował się fatalnie, a Łakomy po tym występie częściej pokazywał się w drugim zespole. Trener Żuraw najczęściej nie uwzględniał go nawet w meczowej kadrze.
Do łask wrócił dopiero po przeszło pięciu miesiącach – na wyjazdowe starcie z Lechem Poznań
Łakomy zagrał 86 minut, notując asystę przy trafieniu Lorenco Simicia. Co prawda ostatecznie Zagłębie i tak przegrało, ale od tego czasu można powiedzieć, że Łukasz stał się pełnoprawnym członkiem pierwszej ekipy „Miedziowych”. Łącznie w sezonie 21/22 uzbierał 20 spotkań w Ekstraklasie, dokładając do tego jedno trafienie i 4 asysty. Nie grał wszystkiego „od deski do deski”, ale najwięcej zmieniło się od stycznia 2022 roku, gdy stery ponownie przejął Piotr Stokowiec.
A w aktualnym sezonie sytuacja jest już zgoła inna
Łakomy jest jedną z najjaśniejszych postaci dolnośląskiego klubu. Piszę to może nie w porę, bo akurat miniony mecz z Górnikiem Zabrze był prawdopodobnie najsłabszy w jego wykonaniu. Ale wcześniej – chapeau bas! To środkowy pomocnik, którego w terminologii angielskiej określilibyśmy jako „box-to-box”. 21-latek urodzony w Puławach jest dosłownie wszędzie. Widać to po meczach, widać to po jego heatmapach. Jego ogromną zaletą jest także fakt, że łączy w sobie zarówno umiejętności defensywne, jak i ofensywne. Nie jest przecinakiem, który tylko odbiera piłkę i podaje do przodu. Nie jest też „dziesiątką”, która interesuje się tylko atakowaniem.
W tym momencie warto się także zastanowić, dlaczego w Legii tak łatwo skreślono Łukasza, nie dając mu nawet szansy debiutu. Jak mówi sam zainteresowany, w tamtym czasie była duża rywalizacja w środku pola. Był Cafu, Domagoj Antolić, Walerian Gwilia i Andre Martins. Dla żółtodzioba – zawodnicy raczej nie do przeskoczenia. W Warszawie często jest zbyt ciasno dla młodych, a przykładów nie trzeba daleko szukać. Oprócz Łakomego, wspomnieć można także o Sebastianie Walukiewiczu, Arielu Mosórze, Mateuszu Praszeliku czy Szymonie Włodarczyku.
Absolutnie szczerze i bez cienia kozery –
uważam, że to właśnie Łukasz Łakomy powinien zostać powołany na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski zamiast Mateusza Łęgowskiego z Pogoni Szczecin. Z pewnością kadry by nie zbawił, ale mając deficyt tego typu gości w środku pola, warto byłoby przyjrzeć mu się chociażby w treningu na tle pozostałych reprezentantów. Powiecie, że to tylko nasza nędzna Ekstraklasa i tylko tam się wyróżnia. Pewnie, ale przykład Krzysztofa Mączyńskiego z Euro 2016 jasno pokazuje, że i grając w polskiej lidze, można być niesamowicie przydatnym w narodowej kadrze. Ktoś musi nosić fortepian, by ktoś mógł na nim grać. A Łakomy jest takim graczem, że nie ucieka od czarnej roboty, ale i z przodu potrafi dołożyć swoje trzy grosze. Jak chociażby potężną petardą w pojedynku z Lechem Poznań.