Anglicy w odniesieniu do piłkarzy mawiają, że „availability is ability”, czyli dostępność jest umiejętnością. W dyskusjach o jakości piłkarzy coraz częściej poruszany jest temat podatności na kontuzje. Oprócz czystych umiejętności piłkarskich w przydatności zawodnika uwzględniamy też ile mniej-więcej meczów jest w stanie zagrać w całym sezonie. Na ewentualne zakontraktowanie graczy z szeroką kartoteką medyczną kluby zawsze patrzą przez palce. Znajdą się jednak i takie przypadki, w których przez sporą liczbę urazów piłkarz jest w oczach fanów doceniany jeszcze bardziej. A najbardziej jaskrawym tego przykładem jest Thiago Alcantara.
Falstart Liverpoolu
Liverpool od początku sezonu nie gra na swoich optymalnych obrotach. W lidze po 6 meczach ma zaledwie 9 punktów, a na inaugurację Ligi Mistrzów został rozgromiony przez Napoli (1:4). Przyczyn kryzysu dopatruje się na wielu polach (o czym mogliście w poprzednim tygodniu przeczytać na naszej stronie). Jednym z czynników są kontuzje, a piłkarzem, o którego nieobecności mówiło się najwięcej był Thiago Alcantara. Piszemy to już w czasie przeszłym, ponieważ Hiszpan wrócił na boisko. W Neapolu pojawił się na placu gry na ostatnie pół godziny, a we wtorkowym meczu z Ajaxem wyszedł już w podstawowej jedenastce. Lepszą postawę The Reds w rywalizacji z mistrzem Holandii nie należy upatrywać tylko w wyleczeniu kontuzji Thiago. Wracający do składu Joel Matip i Diogo Jota również rozegrali bardzo dobre zawody i pokazali, jak ważnymi są zawodnikami dla Jurgena Kloppa. Niemniej jednak, Hiszpański pomocnik miał niebagatelny wpływ na to, jak przebiegał mecz.
O tym, czego dokładnie brakuje Liverpoolowi podczas nieobecności Thiago Alcantary dokładniej pisaliśmy w wyżej podlinkowanym tekście, więc nie chcemy się powtarzać. Z nim na boisku we wtorkowy wieczór na Anfield środek pola The Reds wrócił do swoich standardów. 31-latek zapewniał optymalny balans pomiędzy ofensywą, a defensywą oraz dyktował tempo gry i zdobywał teren zagraniami do przodu. Oczywiście sam Thiago nie sprawił, że Ajax rzadko groźnie kontratakował, łącznie oddał tylko 3 strzały i – w przeciwieństwie do Napoli – nie potrafił wychodzić spod pressingu podopiecznych Jurgena Kloppa. Cały zespół zaprezentował się lepiej, a Hiszpan był tylko i aż spoiwem, który to wszystko połączył.
Bez Thiago Liverpool punktuje o wiele gorzej
Fakt, jakim jest to, że bez Thiago Liverpool notuje gorsze wyniki nie trudno było zauważyć już w poprzednim sezonie. Porównaliśmy istotne statystyki z meczów w Premier League oraz Ligi Mistrzów z ubiegłych rozgrywek, kiedy Thiago rozegrał ponad połowę spotkania oraz wtedy, kiedy grał mniej lub nie grał wcale (w jednym spotkaniu zagrał równie 45 minut, więc go nie uwzględniliśmy). Efekty widzicie w poniższej tabelce.
Liverpool gorzej wypada tylko w procencie przegranych spotkań. W obu przypadkach przegrali po 2 mecze, aczkolwiek z Hiszpanem na boisku jednym z nich był finał Ligi Mistrzów, a drugim rewanżowy mecz 1/8 tychże rozgrywek przeciwko Interowi, w którym porażka i tak dała zespołowi awans. Mimo, że korzyść, jaką daje wychowanek La Masii na boisku jest niezaprzeczalna to warto zwrócić uwagę, że Jurgen Klopp często oszczędzał go w meczach z najsłabszymi rywalami na papierze. Co więcej – w fazie grupowej LM tylko raz zagrał w wyjściowym składzie, podczas gdy w fazie pucharowej tylko raz zaczął na ławce. Mecze, w których grał Thiago były teoretycznie trudniejsze niż te, w których nie grał. Ponadto Mohamed Salah złapał życiową formę, która przekładała się na kosmiczną liczbę goli i jego, i całego zespołu w okresie, kiedy Thiago częściej przebywał u fizjoterapeutów niż na boisku. Obiektywnie patrząc – inaczej statystyki byłyby dla niego jeszcze bardziej korzystne.
Największą różnicę widać w liczbie straconych goli, których Liverpool bez 31-latka tracił ponad dwa razy więcej. Z Thiago Alcantarą zespół dłużej utrzymuje się przy piłce, rzadziej traci ją w niebezpiecznych strefach, skuteczniej zakłada kontrpressing oraz jest lepiej zabezpieczony na fazę przejściową z ataku do obrony.
Doceniany przez kontuzje
Pod koniec poprzedniego sezonu, kiedy w jego buty sporadycznie wchodził Naby Keita (aktualnie Gwinejczyk leczy kontuzje) Liverpool grał dobrze. Mimo to jakość reprezentanta Hiszpanii jest bardzo trudna do zastąpienia. Stał się on kluczowym piłkarzem w systemie Liverpoolu, który mniej niż przed laty bazuje na szybkich atakach i fazach przejściowych, a bardziej na posiadaniu piłki na połowie rywala i dominacji przez ciągłe ataki. Oglądając The Reds łatwo pominąć te wszystkie zadania, które wykonuje Thiago. Dopiero gdy nie ma go na boisku zdecydowanie łatwiej dostrzec, że maszyna nie działa już tak dobrze, że to nie jest ten sam Liverpool, że łatwiej włożyć im kij w szprychy. I wtedy przypominasz sobie: aha, przecież nie ma Thiago.
O środkowych pomocnikach często mówimy, że są niedoceniani. Gdyby zrobić ankietę wśród fanów futbolu na temat najbardziej niedocenianego piłkarza to pewnie spora część wskazałaby na zawodnika grającego na tej właśnie pozycji. W trakcie meczu pozostają gdzieś w cieniu, ale mają ogromny wpływ na przebieg wydarzeń. Być może gdyby nie tak duża podatność na urazy to Thiago znalazłby się w tym gronie. Ciągłe absencje Hiszpana sprawiły jednak, że w oczach wielu po prostu urósł. Dziś na pytanie kto jest najważniejszym piłkarzem dla Liverpoolu odpowiedzi „Thiago” stanowiłyby pewnie spory odsetek. Hiszpan jest przykładem piłkarza, którego najbardziej doceniasz wtedy, kiedy go zabraknie. A że brakuje go bardzo często i Jurgen Klopp ma problemy, aby go zastąpić – to stał się bardzo doceniany.
***
Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej