Początek sezonu może wydawać się istnym koszmarem dla kibiców Liverpoolu. Bez żadnego zwycięstwa czy czystego konta. Z zaledwie dwoma punktami oraz czterema strzelonymi bramkami. Po starciach z Fulham, Crystal Palace i dotychczas przeciętnym Manchesterem United, liczono na dużo więcej. Chociaż to mało powiedziane. The Reds po trzech kolejkach nie zrobili nawet absolutnego minimum. Co więcej – zaliczyli najgorszy start sezonu w Premier League od 10 lat! Gdzie można doszukiwać się źródeł problemu? Czy Jurgen Klopp jest w stanie to poukładać, a Liverpool wrócić na właściwe tory i rzucić rękawicę Manchesterowi City w walce o mistrzostwo?
Skąd słabsza forma Liverpoolu?
Najprostszym wyjaśnieniem tej kwestii byłoby po prostu wyliczenie – kontuzje, starzejąca się kadra i brak transferów do środka pola. Nie ma co marginalizować tego pierwszego problemu, bowiem ze składu The Reds wypadło aż 10 piłkarzy m.in: Ibrahima Konaté, Joël Matip, Naby Keïta, Curtis Jones, Thiago, Alex Oxlade-Chamberlain i Diogo Jota. Jednak w tym gronie z pewniaków do składu mamy jedynie Matipa i Thiago, z kluczowych piłkarzy również Jotę. Wszyscy są ważnymi elementami układanki Kloppa ale dotychczas Niemiec potrafił idealnie uzupełniać braki kadrowe. Zwłaszcza, że na papierze skład Liverpoolu na żadne z pierwszych trzech spotkań nie wyglądał słabo. Może za wyjątkiem linii pomocy z Manchesterem United – tam z kolei na ławce był Fabinho, co było decyzją samego Jurgena.
I właśnie co do tego środka pola – potrzeba tam spektakularnego wzmocnienia. Nie za rok, nie zimą, nie jutro, tylko na wczoraj. Obok Fabinho w pomocy występują 36-letni Milner, 32-letni Henderson, szklani Chamberlain i Keita, już 31-letni Thiago, który leczy uraz. Curtis Jones wciąż nie potrafi się przebić do jedenastki. Harvey Elliott powinien być piłkarzem mogącym pozwolić sobie na komfortowe wejście do Premier League, a nie być obciążonym dociąganiem tych elementów, których nie są w stanie stasi koledzy. Dotychczas 19-latek to jedna z nielicznych postaci, która początek tego sezonu może zapisać sobie na plus. W tej sytuacji na Anfield z transferem Bellinghama nie powinni czekać do przyszłego lata, a próbować dopiąć jeszcze przed końcem tego okienka. Skoro według Kloppa, jego drużyna nie potrzebuje ofensywnego pomocnika, bo rolę dziesiątki najlepiej spełnia gegenpressing, to środek pola Liverpoolu musi być płucami drużyny. A obecnie takimi nie są, nieważne jak wiele Milner da serducha.
Średnia wieku wyjściowych składów klubów Premier League w pierwszej kolejce:
1; Arsenal – 24,6 lat 2. Southampton – 24,7 lat 3. Wolves – 25,2 lat
… 14. Manchester City – 27,5 lat …
18. West Ham – 28,7 lat 19. Chelsea 28,8 lat 20. Liverpool – 29,4 lat
Odejście Mane bolączką ofensywy?
Sadio Mane na Anfield był nieocenioną postacią – z tą tezą nie ma co dyskutować. Podczas sześciu sezonów w Liverpoolu, każdą ligową kampanię kończył minimum z dwucyfrową liczbą bramek i piętnastoma punktami w klasyfikacji kanadyjskiej. Przez wiele lat będąc w cieniu Mo Salaha mógł stać się niedoceniany, a wraz z przyjściem Joty i Diaza jego rola zdawała się maleć, a ofensywa bez niego zdawała egzamin. W końcówce swojej przygody na angielskich boiskach przeszedł na pozycję napastnika, więc transfer Nuneza zdawał się łatać dziurę po Senegalczyku. I oczywiście, po trzech kolejkach ciężko dawać wyroki, jednak jak mawia klasyk – często doceniamy coś, dopiero gdy to stracimy. A to przysłowie zdaje się idealnie kwitować sytuację The Reds.
Nie chcę tu deprecjonować Diaza, który swoją jakość zdążył już udowodnić. Podobnie Jota, który po odejściu z Wolves zaczął wykręcać imponujące liczby. Nunez z pewnością również kryje w sobie wiele potencjału, co udowodnił w meczu o Tarczę Wspólnoty, odmieniając przebieg spotkania z City po wejściu z ławki. Niestety, żaden z nich nie zdążył stać się liderem zespołu, a część z zalet, które dawał ofensywie Sadio, wydały się bezpowrotnie zniknąć. Nowe gwiazdy jeszcze zdążą zabłysnąć na Anfield, ale jak na razie brak Mane jest aż nadto widoczny. Na domiar złego, Bobby Firmino zalicza ogromny regres. Podczas kontuzji Joty i zawieszenia Nuneza, ulubieniec Kloppa miał szansę wywalczenia sobie pierwszego składu na dłuższy czas. Zamiast tego, kibice czekają, aż Brazylijczyk usiądzie na ławce.
Zbyt wielkie przywiązanie do nazwisk, czyli powtórka historii z Borussii?
Wróćmy pamięcią o kilka dobrych lat wstecz. Jest sezon 2014/15, a Borussia Dortmund autorstwa Jurgena Kloppa znów chce utrzeć nosa Bayernowi i zamieszać w walce o mistrzostwo Niemiec. Jednak po pierwszych 10 kolejkach BVB znajduje się w strefie spadkowej. Zaledwie 2 zwycięstwa i 7 punktów w Bundeslidze były początkiem końca przygody Niemca na Signal Iduna Park. Liczne kontuzje podstarzałej już kadry i zbytnie przywiązanie do nazwisk, które nie zachwycały już tak, jak w poprzednich latach. Coś Wam to przypomina?
Ostatecznie Klopp wyciągnął zespół z dołka ale Borussia zakończyła rozgrywki na rozczarowującym siódmym miejscu. Sezon później, już bez Niemca na ławce trenerskiej, zdobyła ponad 30 punktów więcej, plasując się jedynie za Bayernem. Magiczna formuła Jurgena się wyczerpała, bo po tym jak potrafił stworzyć niesamowitą drużynę, nie dał rady pożegnać się z kilkoma nazwiskami i zbudować wszystkiego od nowa. Nie da się prowadzić drużyny w nieskończoność, a już na pewno, bez regularnego wprowadzania świeżej krwi. Młode wilki, głodne sukcesów są potrzebne, by doświadczeni piłkarze również wzbijali się na dotychczas nieosiągalny poziom. I chociaż Klopp próbuje to osiągnąć, to nie przynosi to póki co oczekiwanych rezultatów. Chyba najbardziej uwydatnia to obecnie linia pomocy The Reds. Historia lubi się powtarzać więc jeśli 55-latek chce odmiany losu, musi wyciągnąć wnioski, a w razie potrzeby przejść do radykalnych rozwiązań.
Co dalej z Liverpoolem?
Podstarzała kadra, brak motywacji, o której mówił Niemiec po meczu z Fulham. Ostatni sezon mimo dobrej gry The Reds zakończyli jako przegrani. Tuż za plecami City w Premier League, gorsi od Realu w finale Ligi Mistrzów. Teoretycznie za kadencji Jurgena Kloppa jego podopieczni osiągnęli już wszystko – upragniony triumf w lidze, zwycięstwo w Champions League, statuetki strzeleckie dla Salaha. Drużynie potrzeba impulsu, by zamiast cofnąć się, pójść dwa kroki do przodu. A do tego trzeba odwagi i stanowczych działań na rynku transferowym. Nie oszukujmy się – Klopp to jeden z najlepszych trenerów globu. I tylko od niego zależy, czy początek tego sezonu pójdzie w zapomnienie, czy przerodzi w kolejny początek końca pięknej przygody. Być może przesadzam, zresztą chciałbym przesadzać, bo pałam wielką sympatią do Niemca. Jednak zmian potrzeba od zaraz. Rywale nie śpią i mistrzostwo może zaraz odjechać Liverpoolowi.
Jeśli interesujesz się Premier League to koniecznie zajrzyj na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej