Jeszcze 20 lutego, po wygranej 2:1 nad Leicester Wolverhampton było jedną z rewelacji sezonu. Zajmowali wówczas siódme miejsce, a do czwartego Manchesteru United tracili tylko sześć punktów, mając dwa mecze rozegrane mniej. Wilki były wówczas na fali, z ośmiu wcześniejszych meczów wygrały sześć i głosy o Lidze Mistrzów w nadchodzącej kampanii wcale nie brzmiały jak bajki wyssane z palca. Jednak od tamtego momentu wszystko zaczęło się sypać. W ostatnich 14 spotkaniach Wolves zdobyli tylko 11 punktów, europejskie puchary odjechały, a sezon zakończyli na 10. miejscu.
Wolverhampton nie zasłużyło na puchary
Mimo, że lokata w pierwszej dziesiątce to niewątpliwie duży sukces, to na Molineux muszą czuć niedosyt. Po 2/3 sezonu wydawało się, że realnie włączą się do walki o europejskie puchary, jednak słaba końcówka pokazała, że Wilki nie są jeszcze drużyną na to gotową. Pewnie wielu neutralnych fanów Premier League kibicowało Bruno Lage’owi i jego drużynie, ale koniec końców Wolves nie zasłużyli na puchary. W całej lidze znajdzie się sporo zespołów, które po prostu grają w piłkę lepiej niż Wolverhampton. Ekipa z Molineux i tak miała sporo szczęścia, że na pewnym etapie sezonu była w grze o czołowe lokaty.
To czy dana drużyna na przestrzeni całego sezonu miała szczęście czy pecha najlepiej oddaje statystyka expected goals (oczekiwane gole). Według tego modelu Wolves miało czwartą najgorszą różnicę pomiędzy xG a xGC (-22,5). Słabsze w tym aspekcie okazały się jedynie Leeds, Watford oraz Norwich. Bilans bramkowy zespołu Lage’a wyniósł -5, a więc teoretycznie był aż o 17,5 gola lepszy niż wskazywałyby na to statystyki. Z kolei według modelu expected points Wilki „zasłużyły” na 10 punktów mniej niż rzeczywiście zdobyły i „powinny” zakończyć sezon na 17. miejscu. Żaden zespół w minionym sezonie nie ma aż tak dużej dysproporcji na swoją korzyść.
Oczywiście, tak słabe wyniki mogą wynikać z nieudanej końcówki sezonu. Jednak nawet do wspomnianego wcześniej meczu z Leicester Wolves punktowało o wiele lepiej aniżeli wskazywałyby na to statystyki. Można się było spodziewać, że szczęście w końcu się od nich odwróci i w dłuższej perspektywie nie będą w stanie nawiązać walki o europejskie puchary. Oczywiście, tak jak rzeczywiste punkty, tak model xG nie zawsze w pełni oddaje realną siłę zespołu. Jednak, aby stwierdzić, że Wolves lepiej punktują niż grają nie trzeba było specjalnie patrzeć w statystyki. Wilki w tym sezonie wygrywały sporo spotkań, w których były po prostu słabsze od rywala.
Bruno Lage postawił na defensywę
Jednym z czynników, który z pewnością ma spory wpływ na tak dużą dysproporcję pomiędzy rzeczywistą a oczekiwaną liczbą punktów jest nastawienie zespołu. Przychodząc do Wolverhampton Bruno Lage chciał, aby jego zespół graj bardziej atrakcyjnie. Wyższym pressingiem i angażując w akcje ofensywne więcej zawodników. Właścicielom znudziło się pragmatyczne i defensywne podejście Nuno Espirito Santo. Ten sezon miał być początkiem zwrotu w stronę ofensywy. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Bruno Lage po pierwszych trzech porażkach, w których jego zespół oddał łącznie 57 strzałów i nie zdobył żadnej bramki, przekonał się, że wprowadzenie nowego stylu wcale nie będzie takie proste. W efekcie wrócił do tego, co działało najlepiej za jego poprzednika i tak zostało do końca sezonu. Mimo, że w Benfice Lage nie preferował formacji z trójką stoperów i wahadłowymi, na Molineux przez cały sezon ustawiał swój zespół właśnie w taki sposób.
Efektem takiego podejścia jest liczba bramek, która padała w meczach Wolverhampton. Wilki w całym sezonie ligowym strzelały średnio jednego gola, a traciły 1,13. Łatwo policzyć, że w spotkaniach z ich udziałem padało średnio tylko 2,13 bramki, co jest najniższym wynikiem ze wszystkich zespołów. 43 stracone bramki w całej kampanii to oczywiście bardzo dobry wynik. Mniej goli dała sobie wbić jedynie czołowa czwórka. Jednak, według statystyki xG Wolves „powinno” stracić aż o 15 bramek więcej, co daje im dopiero 12. lokatę. Duża w tym zasługa bramkarza Jose Sa, który przyszedł do klubu latem zeszłego roku. Według statystyk wybronił on 8,69 gola, co pod tym względem czyni go bezapelacyjnie najlepszym golkiperem w lidze.
Wolverhampton ma potencjał w ofensywie
O ile Lage uporządkował grę defensywną zespołu (9 mniej goli straconych niż w poprzednich rozgrywkach), tak – podobnie jak jego poprzednik – nie potrafił odblokować ofensywnego potencjału drużyny. Co prawda, Wilki strzeliły dwie bramki więcej niż we wcześniejszym sezonie, jednak 38 goli to czwarty najgorszy wynik w lidze. Rzadziej do siatki trafiały jedynie ekipy, które pożegnały się z elitą. Z kolei statystyka xG wskazuje, że podopieczni Lage’a powinni zdobyć tylko jedną bramkę więcej. Ponadto Wolverhampton w minionym sezonie pod względem wszystkich statystyk ofensywnych plasuje się w dolnej piątce (liczba strzałów – 18. miejsce, celne strzały – 16. miejsce, strzały z pola karnego – 19. miejsce, wykreowane sytuacje – 18. miejsce).
Tak słabe liczby w ofensywie to największy mankament dotychczasowej pracy Bruno Lage’a na Molineux. Z pewnością spory wpływ ma na to defensywne podejście całej drużyny. Portugalczyk w pierwszym składzie wystawiał przeważnie trzech, a czasem nawet tylko dwóch stricte ofensywnych piłkarzy. I nie wynika to raczej z braku takich zawodników. W kadrze Wolverhampton znajduje się sporo atakujących, którzy jednak w systemie, jaki preferuje Lage nie potrafią pokazać pełni swojego potencjału. Podence, Hwang, Neto czy Trincao miewali w tym sezonie przebłyski, ale na dłuższą metę nie potrafili utrzymać stabilnej formy. Najlepszym strzelcem Wilków w obecnym sezonie ligowym jest Raul Jimenez z sześcioma bramkami. Meksykanin jako jedyny dobił w klasyfikacji kanadyjskiej do 10 punktów. Głównym celem na następny sezon będzie odblokowanie innych piłkarzy odpowiedzialnych za kreowanie sytuacji i zdobywanie bramek.
Poprawa względem poprzedniego sezonu
Oceniając Wolves jedynie pod kątem wyniku sportowego, trzeba ten sezon uznać za udany. Bruno Lage nie miał łatwego zadania wchodząc do zespołu, który w poprzednim sezonie wyglądał na wypalony. Przed początkiem rozgrywek nie brakowało głosów, że dla Wilków może się to skończyć nawet spadkiem z ligi. Mimo to, nowy trener poprawił rezultat z poprzedniego sezonu, zdobywając o sześć punktów więcej.
Niemniej jednak, jest również druga strona medalu. W dwóch pierwszych kampaniach w elicie Wolves osiągało lepsze wyniki. Ponadto patrząc w statystyki Wolverhampton miało sporo szczęścia i gdyby nie świetna postawa Jose Sa mogliby nawet bić się o utrzymanie. Mimo wszystko, liczą się punkty wywalczone na boisku. A tam Wolves są w górnej połowie tabeli. Przed sezonem takie miejsce większość kibiców brałaby w ciemno.