To będzie tekst w kontrze do narracji, która kreuje się w mediach społecznościowych (i nie tylko) po dwumeczu Manchesteru City z Atletico Madryt. W oczach wielu kibiców Rojiblancos będą postrzegani jako murarze i futbolowi bandyci. Ci źli, którzy pielęgnują antyfutbol. Do Diego Simeone natomiast jeszcze mocniej przyklei się łatka trenera ultra-defensywnego, który marnuje ogromny potencjał ofensywny swojej drużyny. Mi jednak plan Cholo na ten dwumecz się podobał, więc dziś chciałbym się wcielić w rolę adwokata diabła.
Plan Diego Simeone
Przez pierwsze 135 minut dwumeczu Atletico oddało tylko 1 strzał. Mimo to do ostatniego gwizdka gonili wynik i byli bardzo blisko wyrównania. Ciężko przypomnieć sobie gorszą połowę, jeśli chodzi o poczynania ofensywne ze strony Manchesteru City niż drugie 45 minut dzisiejszego spotkania. Diego Simeone dobrze to sobie przekalkulował. Pierwsze trzy połowy (choć bardziej poprawnie byłoby napisać kwarty) chciał po prostu przetrwać, a w ostatniej zaatakować. I do zrealizowania planu zabrakło tylko i aż skuteczności jego podopiecznych. Czyli czegoś na co on nie ma wpływu.
W dzisiejszym meczu Atletico również zaczęło ostrożnie, aczkolwiek coraz częściej starali się zakładać wysoki pressing na The Citizens. Mimo, że nie angażowali w to wielkiej liczby zawodników to potrafili sprawić kłopoty rywalom w wyprowadzeniu piłki. Mogliśmy się spodziewać, że po zmianie stron Atleti zaatakuje jeszcze agresywniej i to się stało. Z systemu 5-4-1 Rojiblancos przy wysokim pressingu często przechodzili w ustawienie 4-4-2, gdzie Renan Lodi stawał się lewym pomocnikiem i doskakiwał do prawego obrońcy (Walkera), a Reinildo uzupełniał jego pozycję stając się lewym obrońcą. Manchester City miał ogromne kłopoty z dłuższym utrzymaniem się przy piłce i przeniesieniem gry na połowę rywala. Koke i Kondogbia odcięli od gry środkowych pomocników Obywateli. Około 70. minuty Ederson zaczął wyganiać zespół do przodu i wznawiać grę z „piątki” wykopem na połowę rywala. Obrazek, którego prędko pewnie nie zobaczymy. To najlepszy dowód na to, jak dobrze zorganizowany był pressing Atleti.
Trener z inną filozofią
Diego Simeone kontra Pep Guardiola to rywalizacja dwóch skrajnie różnych spojrzeń na piłkę nożnę. Trener Manchesteru City chce mieć absolutną kontrolę nad meczem z piłką przy nodze, natomiast zespoły Argentyńczyka wyróżnia to, co robią bez futbolówki. Choć wszyscy wolimy oglądać bezpośrednie, atrakcyjne mecze to tacy trenerzy, jak Diego Simeone również są potrzebni futbolowi. Pokazują, że w piłce można mieć różne sposoby na wygrywanie.
Czy szeroko pojęte juego de pocision, które rozpowszechnił Guardiola i wielu szkoleniowców implementuje ten styl gry w swoich zespołach jest najlepszym sposobem na wygrywanie? Moim zdaniem tak. Ale nie jedynym i nie w każdej sytuacji. Mecze fazy pucharowej, gdzie przegrany odpada rządzą się swoimi prawami. Na palcach jednej ręki można policzyć drużyny, które mogą postawić się Manchesterowi City na swoich zasadach. Trzeba mieć na nich sposób. I Simeone swoją okazję zwietrzył w grze na 0:0 przez długi czas i przesunięciu wajchy w stronę ofensywy w ostatniej części dwumeczu.
Swoją drogą, czy nie byłoby nudno gdyby każdy trener chciałby grać tak samo? Sztuka gry defensywnej też może być na swój sposób piękna. Ustawienie 5-5-0 w pierwszej połowie meczu na Etihad przejdzie do historii nowożytnego futbolu jako ścisły top najbardziej defensywnych nastawień. Niemniej jednak, Cholo to nie tylko umiejętne ustawienie zespołu w głębokiej defensywie. Przecież organizacja pressingu we wczorajszym meczu była znakomita, podobnie, jak w pierwszym spotkaniu w 1/8 finału LM, kiedy Manchester United został tak stłamszony, że nie mógł przekroczyć własnej połowy. Jeśli przez defensywę rozumiemy wszystkie działania, jakie podejmuje zespół, kiedy nie jest w posiadaniu piłki to Diego Simeone z pewnością jest jednym z najlepszych „trenerów defensywnych”. Tak więc nie powinno nas dziwić, że w trakcie meczu często stara się dążyć do sytuacji, kiedy jego zespół gra bez piłki.
Czy Diego Simeone marnuje potencjał Atletico?
Ten tekst nie ma być obroną Diego Simeone jako trenera, a bardziej próbą zrozumienia jego spojrzenia na futbol. Argentyńczyk wzniósł Rojiblancos na zupełnie inny poziom. Dziś ma zdecydowanie więcej jakościowych zawodników w ofensywie niż choćby w latach 2014-2016, kiedy dwukrotnie wprowadzał klub do finału Ligi Mistrzów. Na mecze fazy pucharowej Ligi Mistrzów w wyjściowej jedenastce znajduje jednak miejsce dla tylko dwóch (wczoraj trzech) piłkarzy ofensywnych i oni też muszą długimi fragmentami harować w odbiorze. Dla Cholo fundamentem jest organizacja gry w defensywie. Taką ma po prostu filozofię.
Przestawienie proporcji mocniej w stronę defensywy nie oznacza jednak, że Atletico ma problemy ze strzelaniem goli. W obecnym sezonie La Liga Real zdobył tylko 6 bramek więcej, a Barcelona – trzy. Zarzucanie Cholo nieumiejętne wykorzystywanie zawodników ofensywnych, których ma w kadrze jest oczywiście zasadne, ale najpierw zastanowiłbym się, czy on ich w ogóle potrzebował. Czy zamiast kolejnego napastnika nie lepszym rozwiązaniem byłoby ściągnięcie solidnego środkowego obrońcy w miejsce Felipe?
Ważną cechą trenerów jest podążanie za zmieniającymi się trendami i umiejętność dostosowania się do nich.
Liverpool Jurgena Kloppa to już nie tylko szaleńczy pressing, ale także – a może przede wszystkim – umiejętność gry pozycyjnej. Z tego samego założenia – iż do szaleńczego biegania trzeba dołożyć utrzymywanie się przy piłce – wyszli kilka lat temu w Lipsku zatrudniając Juliana Nagelsmanna. Jeśli chcesz ciągle być na topie musisz ewoluować. Dostosowywać się do zmieniających się wymagań. Diego Simeone natomiast cały czas pozostaje wierny swoim ideałom, które wprowadziły go na ten poziom. Ale to dobrze, że w futbolu mamy jeszcze takich trenerów. Różnorodność w podejściu poszczególnych zespołów czyni ten sport jeszcze ciekawszym.