Rozczarowanie, zachwyt, rozczarowanie, zachwyt, rozczarowanie. Tak w największym uproszczeniu można opisać nastroje kibiców Lecha Poznań na przestrzeni pięciu spotkań ligowych w 2022 roku. Kolejorz w międzyczasie potrafił zdemolować Niecieczę oraz wysoko wypunktować Pogoń Szczecin, a zarazem przegrać z Lechią i Rakowem. Czy z tak nierówną dyspozycją, poznaniacy wciąż są głównymi kandydatami do tytułu mistrzowskiego?
Czy Bednarek mógł zachować się lepiej?
W starciach z Cracovią, Lechią i Rakowem, ekipa Macieja Skorży oddała dokładnie 49 strzałów i zdobyła ledwie jeden punkt. Wprost przeciwnie prezentuje się statystyka celnych uderzeń na bramkę Bednarka. Połowa z nich wylądowała w siatce. O ile zrzucanie pełni win na golkipera mija się z sensem, o tyle o zwycięstwie lub porażce często potrafią decydować detale – a te ostatnio są przeciwko Lechowi. Czy Bednarek popełnił błąd przy golu Iviego? Zawahał się przy wyjściu z bramki. Możliwe, że nie miał szans na zatrzymanie Hiszpana, ale jednocześnie został na linii, co ograniczyło możliwość udanej interwencji.
Można mieć do niego zastrzeżenia w kwestii wyjścia z linii bramkowej, ale tak samo winą obarczać obrońców, którzy mimo przewagi liczebnej nie potrafili pokryć Iviego. Każdy dołożył swoją cegiełkę do straconego gola.
Strzały tylko dla statystyk
Pozostając przy kwestiach statystycznych, Lech Poznań oddaje wiele strzałów na bramkę rywali. Na przestrzeni wspomnianych 5 spotkań, mowa o aż 75 uderzeniach – z których jednocześnie niewiele realnie „pachniało golem”. Widać to było podczas meczu z Częstochową, gdy poznaniacy potrafili przedostać się w okolice pola karnego swoich przeciwników, a następnie szukali strzałów – przy których Vladan Kovacević nie musiał się zbytnio wykazać.
Drużyna wygląda najlepiej, gdy rywal jest pogubiony. Sprawdzało się to w starciach z Niecieczą i Pogonią, gdy kolejne ciosy zamieniano na gole. W przypadku, gdy Lech ma niekorzystny wynik, nie widzimy podejmowania ryzyka i przebojowości w akcjach ofensywnych. Adriel Ba Loua coraz bardziej zbliża się do przystanku z napisem „rozczarowanie”, bowiem mimo chęci, jego wpływ na osiągane wyniki jest znikomy. Przypomnijmy, że gracz trafił do Poznania w sierpniu, a jego dotychczasowy bilans to 1 gol i 2 asysty. Widać, że piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej najlepiej radzi sobie w spotkaniach, w których ma dużo luzu, natomiast w żadnym wypadku nie jest „gamechangerem”, kimś, kto w pojedynkę rozbije zasieki obronne przeciwnika.
Odnoszę wrażenie, że Ba Loua nie ma też wsparcia ze strony kolegów. Tak jak w przypadku zespołu Papszuna, Ivi czy Tudor pozwalają sobie na nieszablonowe pomysły, tak w tym samym czasie reszta drużyny wypełnia swoje zadania. Najlepszym przykładem jest tutaj Gutkovskis – napastnik nie będący typowym snajperem, a potrafiący skupić na sobie uwagę obrońców. W Poznaniu brakuje tego w tych decydujących momentach, przez co piłkarze ofensywni mają mniej przestrzeni do pokazania swoich walorów. Ba Loua próbuje ruszyć skrzydłem, a po chwili jest potrajany i mimo dobrych chęci, traci futbolówkę. To dla mnie symbol końcówki wczorajszego starcia z Rakowem. Brakowało zrywów, ale nie zrywów pojedynczych graczy, a całego zespołu.
Zarządzanie kryzysowe
Obserwując starcie z Rakowem, byłem zdziwiony, że Lech Poznań pozwala rywalom na prowadzenie gry. Poznaniacy są (byli) przecież głównym faworytem do tytułu, grali na swoim terenie. Jasne, to goście musieli walczyć o trzy punkty, bo przed pierwszym gwizdkiem znajdowali się za Kolejorzem w ligowej tabeli. Zespół Skorży mógł oddać inicjatywę rywalom, ale jednocześnie szukać kontr. Co zrobili gospodarze? Wyglądali, jakby ambitna postawa przeciwników była dla nich szokiem.
Pamiętajmy jednak, że liga nie jest sprintem, a maratonem. Lech już zaliczył starcia z trzema najgroźniejszymi rywalami. Zespół nie jest tak wspaniały jak sugerowałaby efektowna wygrana z Pogonią, ale nie jest też tak słaby jak momentami prezentował się z Rakowem. Maciej Skorża musi zadbać o to, by ten „mini kryzys” przerodził się w motywację dla zawodników i by w kolejnych spotkaniach grali tak ambitnie, jak Raków w starciu z Kolejorzem. Bez tego ciężko myśleć o jakimkolwiek sukcesie.