Po wczorajszej wstydliwej porażce FC Barcelony z Realem Madryt w finale Superpucharu Hiszpanii (1:4) wielu kibiców Dumy Katalonii przyjęło jasne stanowisko – Xavi Hernandez powinien zostać zwolniony z funkcji trenera. Niedzielny blamaż drużyny prowadzonej przez Hiszpana to swoiste apogeum problemów Blaugrany, które nawarstwiają się od miesięcy. W poniższym tekście przeanalizujemy wybrane przez nas „grzechy Xaviego” – aspekty jego pracy w roli szkoleniowca Barcy, w których ewidentnie zawodzi.
1. Brak planu na mecz
Zacznijmy od elementu, który powinien stanowić podstawę pracy menedżera i figurować jako pewna wizytówka jego warsztatu. Analizy wideo, przydzielanie ról zawodnikom, przekazywanie detalicznych wskazówek, uzupełnianie raportów o wszelakie niuanse. W dzisiejszych czasach możliwości przygotowania drużyny na dane starcie są naprawdę rozległe. Tym bardziej dziwi więc fakt, że Barcelona w praktycznie każdym meczu wygląda tak, jakby piłkarze nie byli w żaden sposób instruowani co do założeń taktycznych czy potencjalnego zagrożenia ze strony rywali. Zawodnicy Blaugrany najczęściej biegają „bez mapy”, często wyglądają na zagubionych i źle ustawionych. Szwankują również poszczególne fazy gry, szczególnie faza przejściowa – czy to wyjście z obrony do ataku, czy reorganizacja w szykach obronnych. Fani Barcy od startu skazani są więc zazwyczaj na indywidualne przebłyski i kreatywność graczy. Oczekiwanie realizacji pewnych założeń i schematów nie ma bowiem sensu, gdyż takowe nie istnieją.
2. Notoryczne nadziewanie się na kontry i tracenie goli w pierwszych minutach
Idealnym przykładem niereformowalności Xaviego w roli trenera jest fakt, że Barcelona niemalże non stop traci gole w pierwszym kwadransie meczu. Ktoś, kto odpala sobie mecz katalońskiego zespołu, może być w zasadzie pewien, że Barca straci bramkę po kontrze na początku spotkania. Musi to zadowalać osoby zajmujące się bukmacherką i przeciwników Dumy Katalonii – brzmi to jak prosta metoda na sukces. Jest to nie do pomyślenia, by klub piłkarski o takiej marce pozwalał się nękać w ten sam sposób od kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu meczów. Nie ma znaczenia, czy Barcelona gra z ostatnią w tabeli Almerią, która nie zanotowała jeszcze ani jednej wygranej w tym sezonie, czy też z rewelacyjną Gironą. W obu przypadkach kończy się tak samo.
Zupełnie tak, jakby ktoś wrzucił do sieci filmik pt. „Znaleźli diabelnie skuteczny sposób na Xavinietę – zobacz jak pokonać wielką Barcelonę…”. To absurd grać tak wysoko zawieszoną linią obrony, nie mając praktycznie żadnych zabezpieczeń na kontry rywali. Wyobraźcie sobie, że pędzicie sobie Ferrari po autostradzie ze świadomością, że Wasz model nie posiada poduszek powietrznych. Jedzie się fajnie, dopóki ktoś nie zagrodzi lewego pasa, a Wy nie zdążycie wyhamować.
3. Stawianie Kounde na środku obrony jest bez sensu
Niestety, ale Jules Kounde w obecnej dyspozycji nie nadaje się do gry na środku obrony w takim wariancie. Francuz jest elektryczny, niepewny w pojedynkach, zbyt często zostawiany sam na sam z szybkim napastnikiem/skrzydłowym. W takich warunkach 25-latek kompletnie nie odnajduje się na boisku i wyrządza więcej złego niż dobrego. Mimo że na początku sezonu – do momentu kontuzji przed październikowymi zgrupowaniami reprezentacji – był w mojej opinii najlepszym piłkarzem Barcy, grając na tej samej pozycji.
Xavi zdaje się jednak nie zauważać licznych pomyłek byłego gracza Sevilli i w wielu meczach robi wszystko na opak. Tak jak to miało miejsce chociażby podczas wczorajszego klasyku z Realem, czyli kurczowe trzymanie się ustawienia z Ronaldem Araujo na prawej stronie. Okej, fajnie, plan „anty-Vinicius” zadziałał raz czy dwa, ale powtarzanie tego samego z nadzieją, że to znów wypali – zamiast zadbać o większą pewność na środku defensywy – jest nieprawidłowe. Mieliśmy już tego dowód w innych meczach (jak np. mecz Barcy z Deportivo Alaves i strata gola w 1. minucie po akcji Samu Omorodiona). Naprawdę nie trzeba powtarzać tych samych błędów „x” razy więcej.
W zeszłym sezonie Kounde spędził większość czasu na prawej stronie obrony. I wyglądał tam naprawdę nieźle. To samo miało miejsce w spotkaniu półfinałowym Superpucharu z Osasuną – w roli prawego obrońcy zaprezentował się chyba najlepiej od czasu powrotu po wspomnianej wcześniej kontuzji. Przypadek? W nomenklaturze Xaviego zapewne tak. Niezależnie więc od nalegań samego defensora i przekonywania, że czuje się lepiej na środku obrony – przy obecnej formie Francuza nie ma to racji bytu i należy odejść od upychania go tam na siłę.
4. Sięganie po Balde to już kompletny sabotaż
Alejandro Balde z „młodego i perspektywicznego” bocznego obrońcy FC Barcelony stał się graczem, który w ostatnim czasie zapracował na cofnięcie do klubowych rezerw. O ile w sezonie 22/23 można było narzekać na kiepski serwis ze strony Hiszpana czy brak wyczucia w wielu akcjach ofensywnych, to wychowanek Barcy wprowadzał niezwykle pozytywną energię do gry. W ustawieniu z fałszywym skrzydłowym 20-latek grał praktycznie jako skrzydłowy na lewej stronie. Potrafił napędzić ataki drużyny, nie bał się wchodzić w pojedynki, nieźle radził sobie w defensywie.
Niestety, ale młody Hiszpan nie tylko nie poprawił się w pewnych elementach, ale zaliczył regres na całej linii. Ostatnimi czasy prezentuje formę tak fatalną, że ktoś spoglądając na jego wartość rynkową rzędu 50 mln euro, może zastanawiać się skąd ona w ogóle się wzięła. Tym bardziej kuriozalne wydaje się więc posunięcie Xaviego z postawieniem na odkrycie poprzedniej kampanii w meczu z Realem Madryt. Trener obciążył piłkarza w kryzysie ogromną odpowiedzialnością i liczył na nagły przeskok w wyniku hiper-mobilizacji? Mądre posunięcie, nie ma co. O dziwo – ten plan się nie sprawdził, Balde zagrał tragiczne spotkanie, a Xavi zapewne był tym zszokowany. W skrócie – dzień jak co dzień w sztabie trenerskim Barcy.
5. Gdzie się podziali piłkarze?
W teorii pytanie skierowane do piłkarzy, ale chyba nietrudno dojść do wniosku, że coś tu jest nie tak w szerszym kontekście. Mamy takie przypadki jak wymienieni wyżej Kounde i Balde, którzy grają najgorzej od czasu debiutu w Katalonii. Jest Oriol Romeu, który w Gironie był jednym z najlepszych defensywnych pomocników ligi, a dziś każdy fan Barcy chciałby się go pozbyć. Są przeplatający niezłe ze słabymi momentami Joao Felix, Ferran Torres, Raphinha czy ostatnio nawet Ronald Araujo. Ilkay Gundogan starający się nawiązywać do swojej dyspozycji z Manchesteru City, ale często niemogący pokazać pełni swojego potencjału. No i oczywiście Robert Lewandowski, który „nie wrócił z Mundialu w Katarze”.
To nie jest przypadek – piłkarze nie mogą ponosić całkowitej winy za taki stan rzeczy. Widać to gołym okiem – Barcelona jest tak samo zagubiona jak Xavi. Nie widać po nich odpowiedniej motywacji, chęci do gry, głodu zwyciężania i perfekcjonizmu. Trener nie zaraża tym swoich podopiecznych, ale wymaga od nich cudotwórstwa. Tak się nie da. O rozwijaniu czy budowaniu piłkarzy przez Xaviego już dawno przestałem marzyć. Ale wprowadzić taki stopień chaosu i dezorganizacji w klubie, żeby piłkarze klasy światowej zaczęli tracić swoje największe atuty – to już wyższa szkoła jazdy. Jest to sytuacja skandaliczna, która nie powinna mieć miejsca w zespole aspirującym do walki o najwyższe cele.
6. „Następnym razem się poprawimy…”, czyli puste frazesy Xaviego
Ile to już razy można było usłyszeć „zamiłowanie” Xaviego do krytycznych komentarzy. Hiszpan podobno lubi zdejmować presję i negatywne emocje ze swoich zawodników, a sam nie ma problemu, aby przyznać się do błędu. Tyle że jakoś nie mogę sobie przypomnieć takiej wypowiedzi szkoleniowca Barcelony, w której mówiłby: „Tak przyznaję się, to MOJA wina. Wybaczcie, zawaliłem sprawę, muszę przemyśleć swoje podejście do pracy”. Praktycznie zawsze z ust 43-latka wybrzmiewa „MY”, „NASZE”, „DRUŻYNA”. Brakuje konsekwentnej refleksji na temat popełnianych błędów. Wiedza na temat tego co zawiniło to jedno, a faktyczna poprawa to drugie.
W rzeczywistości ciągłe gadki Xaviego o solidarności drużyny, wzajemnym zaufaniu, wiary w sukces projektu i walki o trofea wypadają więc niewiarygodnie. Jest to ciągłe owijanie w bawełnę. A jeśli już pojawi się trafna diagnoza, to nie widać, aby została wprowadzona w życie. Choć to też ostatnimi czasy rzadkość – zazwyczaj prym wiedzie narzekanie na sędziów, szukanie wymówek i omijanie tego, co autentycznie ważne. Jak widać, „kumanizm” to choroba zakaźna…
7. Ta drużyna cofa się zamiast rozwijać
Konkluzja nie może być więc inna, jak negatywna weryfikacja pracy Xaviego w roli trenera FC Barcelony na dłuższą metę. W początkach swojej pracy Hiszpan mógł narzekać na kadrę, tłumaczyć braki wypracowanych schematów gry i procesem budowy drużyny czy kontuzjami. W zeszłym sezonie legendę Dumy Katalonii broniły przede wszystkim wyniki, które – mimo meczów przepychanych kolanem po 1:0 – się zgadzały. Jako znaki rozpoznawcze Blaugrany można było wymienić intensywność, skuteczność w odbiorze piłki, solidność w defensywie. Obecnie próżno szukać któregokolwiek z nich.
Joan Laporta, jak i całe środowisko Barcy, zdaje się przekonywać, że katastrofa, jaka wydarzyła się w ostatnim El Clasico, nie wpłynie na status projektu. Xavi wciąż ma otrzymywać wsparcie zarządu i prezesa oraz piłkarzy. Cóż, jeśli to faktycznie prawda, a nie jedynie mydlenie oczu i próba uspokojenia nastrojów, uważam to za decyzję skrajnie nieodpowiedzialną. Ktokolwiek nie zamieniłby obecnie Xaviego w roli trenera Barcy, gorzej by raczej nie było. Wiadomo, że byłaby to opcja tymczasowa, gdyż katalońska formacja nie posiada na ten moment środków, aby sprowadzić menedżera z topu. A opcje pokroju Michela czy Imanola Alguacila można rozważać dopiero latem, jako że ani Girona, ani Real Sociedad nie zgodziłyby się na taką transakcję.
Sympatykom Blaugrany pozostaje więc przyjąć taką samą postawę jak Xavi – liczyć na boiskowy cud i uzdrowienie drużyny. A nuż za którymś razem się uda.