16 marca mieliśmy już poznać pierwszy zespół, który zgarnie trofeum na angielskim podwórku. W finale Pucharu Ligi zmierzyły się Liverpool oraz Newcastle. Dla Arne Slota była to szansa na pierwsze trofeum w roli trenera The Reds, z kolei Sroki miały szansę na pierwszy puchar od 56 lat.
Oba zespoły mierzyły się już w tym sezonie dwukrotnie
Na Anfield lepszy był Liverpool (wygrał 2:0), natomiast na St. James’ Park padł remis, a Newcastle sprawiało liderowi tabeli sporo problemów, szczególnie w pierwszej połowie. Pierwsza część gry na Wembley przebiegała właśnie pod dyktando zespołu Eddiego Howe’a. Newcastle od początku narzuciło bardzo wysoką intensywność. Mając świadomość atutów swojej kadry, a także faktu, iż piłkarze The Reds mają w tym sezonie w nogach o wiele więcej minut była to rozsądna decyzja. Sroki podkręciły tempo meczu, a Liverpool, któremu zależało raczej na uspokojeniu tempa gry, nie potrafił tego zrobić. Pierwszą połowę skończyli zaledwie z jednym strzałem i tylko 74%-ową celnością podań.
Liverpool nie potrafił złapać swojego rytmu. Rzadko utrzymywał się dłużej przy piłce. Przegrywał fizyczną batalię w środkowej strefie boiska i bardzo często uciekał się do dalekich zagrań. Piłkarzom w pierwszej połowie mógł przypomnieć się wyjazd na Parc des Princes, choć nie zostali aż tak zdominowani. Mimo tego, na przerwę schodzili z niekorzystnym wynikiem. W 45. minucie po rzucie rożnym pilkę do siatki skierował środkowy obrońca Newcastle, Dan Burn.
Liverpool musiał się obudzić
Arne Slot wielokrotnie udowadniał, że świetnie czyta wydarzenia meczowe i kibice mogą liczyć, że zmianami odmieni przebieg spotkania. W przerwie nie zdecydował się jednak na żadne roszady i… w 53. minucie mieli już dwa gole straty po trafieniu Aleksandra Isaka. Slot zareagował. Zmianą jeden do jeden było wejście Darwina Nuneza za Diogo Jotę, natomiast więcej przetasować wiązało się z wprowadzeniem Curtisa Jonesa za Konate, poniweaż Gravenberch cofnął się na środek obrony.
The Reds zrobili postęp, ponieważ zaczęli stwarzać okazje, ale opuścili gardę na tyle, że to nadal rywale byli bliżej trzeciego trafienia niż Liverpool zdobycia gola kontaktowego. Widząc z jaką energią Newcastle rozpoczęło to spotkanie można było się zastanawiać czy zdołają utrzymać taką intensywność. Można było kreślić scenariusze, w których Liverpool niczym doświadczony bokser da się wyszumieć przeciwnikowi, a później wyprowadzi kończące ciosy. Zespół Eddiego Howe’a był dzisiaj jednak prawie niezniszczalny. The Reds strzelili bramkę kontaktową dopiero w doliczonym czasie gry, w obozie Newcastle zrobiło się bardzo gorąco, dla kibiców te kilka minut były prawdopodobnie najdłuższymi w życiu, ale finalnie Newcastle wytrwało do ostatniego gwizdka sędziego i zdobyło Puchar Ligi.