5 powodów, przez które Arsenal nie wygrał mistrzostwa Anglii

Dwa punkty – tyle dzieli Arsenal od Manchesteru City na koniec obecnego sezonu Premier League. Zespół Mikela Artety zdobył 89 „oczek”, ale o włos przegrał z drużyną prowadzoną przez nauczyciela Hiszpana, Pepa Guardiolę. Mając w lidze Manchester City musisz być perfekcyjny, aby wyprzedzić ich w lidze na dystansie całego sezonu. Kanonierzy o tą perfekcję się otarli, ale to i tak nie wystarczyło. Znaleźliśmy 5 powodów, przez które The Gunners nie zdobyli mistrzostwa.

Eksperyment z Havertzem w środku pola

Arsenal przegrał mistrzostwo Anglii przede wszystkim pierwszą połową sezonu. Na koniec 2023 roku mieli 40 punktów po 20 meczach, co zdecydowanie nie jest tempem na zdobycie tytułu. Kanonierzy bardzo dobrze bronili, ale ich ofensywa w niektórych meczach była martwa. Uzupełnienie pozycji Granita Xhaki, który latem odszedł do Bayeru Leverkusen Kaiem Havertzem, który jest zawodnikiem o zupełnie innym profilu nie okazało się najlepszym pomysłem. Niemiec był wskazywany jako flop transferowy, dopóki nie zaczął grać jako środkowy napastnik, a jego liczby drastycznie się polepszyły.

REKLAMA

Trudno powiedzieć, czy ów eksperyment był przez Artetę zaplanowany czy zmusiła go do tego sytuacja spowodowana kontuzją Thomasa Parteya. W swoim debiucie w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchesterem City Havertz zagrał właśnie na 9-tce. 24-latek w środku pola oferował o wiele mniej niż Granit Xhaka. Arsenal stracił zawodnika, który kontrolował tempo gry, zaliczał sporo kontaktów z piłką i często zagrywał do przodu. Mając dwóch pomocników mających więcej atutów w ostatniej tercji niż w środkowej i ograniczając ich grę właśnie do tej strefy ofensywa Arsenalu cierpiała i leżała głównie na barkach Bukayo Saki. Sytuację odwróciła dopiero zmiana roli Martina Odegaarda.

Zbyt mało produktywna lewa strona

Cofnięcie niżej w fazie rozegrania Martina Odegaarda i powierzenie mu większej odpowiedzialności w posiadaniu piłki odblokowało ofensywę Arsenalu, ale nie rozwiązało jednego problemu – siła rażenia zespołu nadal była przechylona bardzo mocno na prawe skrzydło. Bukayo Saka, Martin Odegaard i Ben White musieli wspinać się na wyżyny kreatywności przeciwko głęboko broniącym rywalom, a dynamika na lewym skrzydle mocno ucierpiała po odejściu Granita Xhaki. 41% ataków w tym sezonie Premier League Arsenal przeprowadzał właśnie prawym skrzydłem, co jest najwyższym wynikiem w lidze (ex aequo z Chelsea).

Kiepską działalność lewej strony dobrze obrazuje to dyspozycja Gabriela Martinelliego, który w tym sezonie zdobył tylko 6 goli – o 9 mniej niż w poprzednim. Owszem, sam Brazylijczyk był w słabszej formie, ale system Arsenalu przestał korzystać z jego największego atutu, czyli wbiegania na wolną przestrzeń. W poprzednim sezonie mocno korzystał na współpracy z Xhaką, Jesusem i Zinchenką. W tym tego pierwszego już nie było, a pozostała dwójka grała mniej i była w o wiele gorszej formie. Pod koniec sezonu to Leandro Trossard stał się wyborem nr 1 u Mikela Artety na lewym skrzydle. Belg spłacił kredyt zaufania regularnie trafiając do siatki w ważnych momentach, natomiast całościowo lewa flanka nie wróciła do żywych, a Trossard bardzo często był przez większość meczu niewidoczny.

Zbyt mocne poleganie na podstawowej jedenastce

Jednym z powodów, dla których Manchester City jest uważany za silniejszy od Kanonierów są zawodnicy rezerwowi. Uważamy jednak, że Arsenal również ma szeroką i wyrównaną kadrę, ale Mikel Arteta zbyt mocno polegał w tym sezonie na podstawowej jedenastce. Poniżej liczba rozegranych minut najczęściej eksploatowanych zawodników licząc wszystkie rozgrywki:

  • William Saliba – 4 502 minuty
  • Gabriel Magalhaes – 4 331 minut
  • Declan Rice – 4 274 minuty
  • Ben White – 4 084 minut
  • Martin Odegaard – 4 053 minut
  • Bukayo Saka – 3 865 minut
  • Kai Havertz – 3 826 minut

Jeśli przypomnimy sobie dyskusje wokół The Gunners po przegranych spotkaniach często poruszany był aspekt zmęczenia kluczowych zawodników. Mówiło się o tym, gdy w grudniu regularnie tracili punkty. Później Arsenal złapał świeżość, gdy w styczniu mogli wyjechać na mini-zgrupowanie do Dubaju, ale jedyna porażka od tego czasu z Aston Villą (a także odpadnięcie z Bayernem z Ligi Mistrzów) również rozpoczęła dyskusje na ten temat. Arteta wprowadził mniej intensywny sposób gry, w którym fragmentami zespół oddawał rywalom futbolówki, cofał się do niskiego/średniego bloku i bazował na świetnej organizacji gry bez piłki, co pozwoliło zespołowi zachować więcej sił w dłuższej perspektywie, natomiast mimo wszystko na przestrzeni całego sezonu tacy zawodnicy, jak Emile Smith-Rowe, Fabio Vieira, Eddie Nketiah (poza początkiem sezonu) czy Reiss Nelson mogli czuć się niedowartościowani.

Zarządzanie meczem przez Artetę

To punkt, który niejako łączy się z poprzednim. Kiedy prześledzimy sobie mecze, w których Arsenal tracił punkty to wiele z nich wyglądało dość podobnie. Kanonierom nie układała się gra, nie potrafili złapać swojego rytmu, zdominować rywala lub przełamać jego niskiego bloku. W takich momentach trzeba oczekiwać od trenera, że wpadnie na pomysł, który odmieni przebieg meczu. Wprowadzi nieoczywistego zawodnika, zmieni ustawienie czy znajdzie słaby punkt przeciwnika i go wykorzysta. Mikel Arteta zawsze przeprowadza jednak niemal takie same zmiany, jakby miał je już zaplanowane przed meczem i nie zważał na to co dzieje się na murawie.

Naszym zdaniem takiej reakcji zabrakło przy obu porażkach z Aston Villą, a także z Newcastle i Fulham. Tutaj wracamy do poprzedniego akapitu o poleganiu na podstawowej jedenastce i braku zaufania do piłkarzy szerokiego składu. Oczywiście, były również mecze, w których dzięki zmianom Mikela Artety zdobywali dodatkowe punkty, ale analizując te stracone, których zabrakło do Manchesteru City musimy wskazać na brak odpowiedniej reakcji trenera w zarządzaniu meczem.

Kontuzja Jurriena Timbera

Wskazywanie na kontuzję obrońcy, który dopiero latem dołączył do zespołu z Ajaxu za 40 mln euro (według serwisu Transfermarkt) i w barwach Arsenalu w oficjalnych meczach zagrał 147 minut dla wielu może wydawać się przesadą. To jednak pokazuje, że Kanonierzy rozegrali naprawdę bardzo dobry sezon, ale trafili na piekielnie silnego konkurenta i takie detale również miały wpływ na finalne rozstrzygnięcia. Pech chciał, że Arsenalowi wypadł zawodnik grający na pozycji, która na przestrzeni całego sezonu była ich największym problemem. Nie mamy pewności, że Jurrien Timber był przewidywany do gry na lewej obronie, ale właśnie tam, w obliczu kontuzji Zinchenki, zadebiutował w meczu o Superpuchar Anglii z Manchesterem City i wystąpił także w 1. kolejce Premier League, więc przy problemach na lewej stronie defensywy Holender – o ile grałby na zbliżonym poziomie do tego, co zaprezentował na starcie w Arsenalu – uzupełniłby tę lukę.

REKLAMA

Arsenal miał problem z obsadą lewej obrony pod koniec grudnia. Z Fulham (1:2) kiepski mecz rozegrał Jakub Kiwior, a z West Hamem (0:2) Zinchenko kompletnie nie radził sobie z Mohammedem Kudusem. Wcześniej Kanonierzy zdobyli punkt na Anfield, a być może udałoby się wygrać, ale Ukrainiec również był słabym punktem w defensywie. Sprowadziliśmy tą wyliczankę tylko do gry obronnej, ale Jurrien Timber ma przecież wiele atutów także w posiadaniu piłki, które również pomogłyby Arsenalowi.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,726FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ