Aston Villa już dziś stanęła przed okazją, aby zagwarantować sobie udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów w następnym sezonie. Trzeba było na własnym stadionie wygrać z Liverpoolem, który po zwycięstwach Arsenalu oraz Manchesteru City w weekend stracił już matematyczne szanse na mistrzostwo Anglii.
Mecz rozpoczął się od kuriozalnego błędu Emiliano Martineza
Dośrodkowanie Harveya Elliota z prawego skrzydła zmierzało wprost w jego ręce, Argentyńczykowi piłka jednak wyślizgnęła się i jakimś cudem wpadła do siatki. Liverpool starał się pójść za ciosem i dopuszczaliśmy do siebie myśli, że to może być dość jednostronny mecz. Aston Villa szybko jednak się przebudziła i zaczęła przedstawiać swoje argumenty. The Villans byli dziś zupełnie innym zespołem w ofensywie niż w ostatnich tygodniach, gdy wyglądali na zbyt zmęczonych. Do podstawowego składu wrócił Youri Tielemans. Belg pomagał dziś przenosić piłkę do ofensywnych graczy, a dzięki jego obecności John McGinn mógł zagrać pięterko wyżej, gdzie wyglądał fantastycznie.
To właśnie Szkot w akcji bramkowej zagrał na lewe skrzydło do Olliego Watkinsa, który wygrał pojedynek z Jarralem Quansahem i spod linii końcowej wycofał piłkę do Tielemansa, który w 12. minucie wyrównał stan meczu. 9 minut później znów to jednak goście wyszli na prowadzenie za sprawą Cody’ego Gakpo. Oba zespoły mogły podobać się dziś w działaniach ofensywnych, ale brakowało im dyscypliny i odpowiedniej organizacji w grze bez piłki.
Druga połowa zaczęła się od mocnego uderzenia gości
Po dośrodkowaniu Harveya Elliota z rzutu wolnego bramkę głową zdobył Jarell Quansah i Liverpool objął dwubramkowe prowadzenie. Mecz ciągle był na tyle otwarty, że nie można było jeszcze skreślać Aston Villi. Oba zespoły płynnie operowały piłką i szukały podań za linię obrony na wolne pole. W drugiej połowie zarówno gospodarze, jak i goście trafili w taki sposób do siatki, ale oba gole zostały anulowane ze względu na spalone. Trudno powiedzieć, że dzisiejszego wieczoru Aston Villa była zespołem wyraźnie gorszym. To co ukształtowało wynik spotkania to skuteczność (oraz błąd Emilano Martineza).
Aston Villa spuściła z tonu po około godzinie gry, kiedy boisko opuścił Youri Tielemans. Podopieczni Unaia Emery’ego przestali bazować na własnej inwencji, a zaczęli bardziej liczyć na błędy przeciwnika. Wydawało się, że Liverpool spokojnie dojedzie do mety, ale nagle nastąpił zwrot akcji. W 85. minucie błąd w przyjęciu popełnił Mac Allister, który został wykorzystany przez gości, a gola strzelił Jhon Duran. 3 minuty później Kolumbijczyk miał już dublet i wyrównał wynik spotkania, a bramkę strzelił w iście przypadkowy sposób. Duran trącił piłkę kolanem po zbyt mocnym podaniu Diaby’ego i przelobował Alissona. To była szalona końcówka Aston Villi, dzięki której ten punkt im się należał. Unai Emery i spółka są coraz bliżej awansu do Ligi Mistrzów.