Hubert Hurkacz nie ma dobrych wspomnień z Australian Open. Polski tenisista w czterech ostatnich edycjach tego turnieju wygrał łącznie… dwa spotkania. O ile więc faworyzowaliśmy Huberta przed starciem z Pedro Martinezem, o tyle pozostawała spora obawa czy udźwignie ciężar przełamania niekorzystnej serii na kortach w Melbourne. Hurkacz od wielu miesięcy na zmianę daje nadzieje na spektakularne sukcesy i odbiera ją, przegrywając ważne pojedynki. Czy w Australii zdoła pokazać, że jest kimś więcej niż solidnym tenisistą? Początek turnieju ma bardzo obiecujący…
Pierwszy set rywalizacji przebiegł stosunkowo spokojnie
Żaden z tenisistów nie pokusił się o przełamanie, więc o zwycięstwie w tej części musiał rozstrzygnąć tie-break. Podczas niego Hurkacz nie pozostawił wątpliwości, trzykrotnie przełamując serwis Hiszpana i wygrywając 7:1. 10 asów po stronie Polaka oraz 92% skuteczności punktowej przy 1-szym serwisie pozwoliło wyjść na prowadzenie i spokojnie kontrolować pojedynek.
Po wyrównanym secie, dwa kolejne były już mocno jednostronne. Martinez ugrał w nich łącznie ledwie 4 gemy, ulegając dominacji Huberta. Łącznie w całym spotkaniu Hurkacz popisał się 24 asami, które pozwoliły pewnie punktować przy własnym serwisie. Na drugim biegunie znalazł się Martinez, który nie tylko nie zaliczył żadnego asa – jego serwis z upływem minut był wręcz coraz słabszy i pozwalał Polakowi na otwartą grę.
Hurkacz niczym profesor
Przed starciem mieliśmy obawy, ale w trakcie obserwowaliśmy wręcz profesorską postawę Hurkacza. Zrobił co do niego należało. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, już wyrównał swój życiowy rekord, bowiem nigdy wcześniej nie wyszedł poza drugą rundę Australian Open. Dobre wejście w turniej rozbudza jednak apetyt. W kolejnej rundzie najprawdopodobniej zmierzy się z Włochem Lorenzo Sonego i zaryzykujemy tezą, że scenariusz z pierwszego występu może zostać powtórzony. To było dobre przetarcie przed mocniejszymi rywalami, ale ważne, że sam Hubert poczuł swoją siłę. Wydaje się, że ma umiejętności by wygrywać z najlepszymi, ale potrzebuje do tego koncentracji i pewności siebie. Dziś w nocy dał sygnał, że przygoda z Australian Open nie musi skończyć się na 1-2 starciach. Nie tym razem.