Co jest lepsze od hitu kolejki? Dwa hity kolejki – i to w naszej, rodzimej PKO BP Ekstraklasie! Raków Częstochowa i Lech Poznań zmierzyły się ze sobą w tym pierwszym. Było to nadrabianie zaległości po 6. kolejce i grze o europejskie puchary. W poprzednim sezonie oba zespoły walczyły ze sobą o mistrzostwo Polski do ostatniej kolejki – dzielił je tylko 1 punkt. Na finiszu lepszy był wtedy Kolejorz. A obecnie? Wciąż lepiej sobie radzą poznaniacy. Dzięki remisowi z Legią Warszawa Medaliki wyszły ze strefy spadkowej – podejmowali Lecha będąc na 15. miejscu. Wicemistrz Polski w 7 spotkaniach był górą tylko dwukrotnie. Ekipa z Wielkopolski zajmowała przed meczem 6. miejsce, mając szansę na awans na 5. pozycję. A Lech poza stadionem przy Bułgarskiej jest ostatnio bardzo mocny, bowiem po raz ostatni przegrał w marcu ze Śląskiem Wrocław.
Początek zanudził
Z większym przytupem rozpoczęli gospodarze, bo niewiele zabrakło, by już na samym starcie objęli prowadzenie. Już w 5. minucie blisko gola był Ivi López. Hiszpan uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego, lecz trafił tuż nad poprzeczką. W pierwszych 10 minut to była w sumie jedyna akcja godna uwagi. Stworzenie takowej sytuacji sprawiało problemy piłkarzom i Rakowa, i Lecha. Kolejorz trochę przycisnął – na tyle, że Ivi López znalazł drogę do bramki. 31-latek miał przed sobą jedynie bramkarza, tak klasowy piłkarz bez problemów wykańcza takie akcje. Tylko jedna rzecz nie pasuje – Hiszpan dał się złapać w pułapkę ofsajdową i z gola nici. Spalony był klarowny, ale ludzie, ile można to sprawdzać…
Mistrz kraju kontra wicemistrz. Brzmi jak gwarancja prawdziwej piłkarskiej uczty, prawda? No, kilka minut grania wystarczyło, by przekonać się, że nie jest to nic niepodważalnego. Oba zespoły miały w zasadzie tylko pojedyncze zrywy. Bardzo nieskuteczne, swoją drogą. Tempo było niskie, dużo było za to klepania w środkowej części boiska. A tak przynajmniej było do 28. minuty. Wtedy to sytuację bramkową miał Lech. Luis Palma dobrze zagrał do Joela Pereiry. Portugalczyk ustawił się do strzału i precyzyjnym uderzeniem z około 18 metrów trafił do siatki.
Lech w trybie walca! (Bez szczęścia do spalonych)
Raków mógł szybko doprowadzić do wyrównania. Nie był to efekt błyskotliwości podopiecznych Marka Papszuna. Był to bardziej prezent od… strzelcy gola dla Kolejorza. Pereira, chcąc trochę naciągnąć, zagrał do bramkarza, co mogło wyglądać jak próba wybicia. Nie z Szymonem Marciniakiem takie numery, który podyktował rzut wolny pośredni. Wykonywał go Ivi – 5 metrów dzieliło go od bramki. Potrzeba było trafić pod poprzeczkę. Przestrzelił, choć celował w dobrym kierunku. Dobrze przymierzył natomiast Alex Douglas w 38. minucie. Joao Moutinho wrzucił piłkę z rzutu rożnego, po którym narobiło się zamieszania. Skorzystał z tego Szwed, który wbił ją do bramki. Gol jednak został anulowany i Lech wciąż prowadził tylko jedną bramką. Druga bramka była blisko przed przerwą. Bogdan Racovițan świetnie wystawił piłkę Mikaelowi Ishakowi na woleja, a Szwed wykończył to wzorowo. 102. bramka Ishaka w Lechu nie stała się faktem – Kornel Lisman na spalonym.
Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Lech w końcu dopiął swego i zszedł do szatni z dwubramkową zaliczką. Antoni Kozubal posłał długie podanie na dobieg, do Palmy. Honduranin ruszył do przodu, świetnie wymanewrował obrońcę i pewnie trafił do bramki. I tym razem VAR już nie miał powodów, by gola anulować.
Raków coś próbował wykombinować w ataku pozycyjnym. Częstochowianom wychodziło to jednak mizernie. Mieli tylko 1 celne uderzenie na bramkę, które w sumie nic nie dało. Na początku drugiej połowy gospodarze starali się grać piłką, ale znowu nic z tego nie wynikało. W 54. minucie otworzyła się dla nich szansa na powrót z dalekiej podróży, bo Lech grał od tego momentu w dziesiątkę. Palma bezpardonowo sfaulował Zorana Arsenicia, który długo nie mógł wstać. Honduraninowi odbiła palma…
Powrót z dalekiej podróży!
Więcej jakości było po stronie ekipy z Poznania. Przy korzystnym wyniku i osłabieniu ofensywna gra nie wydaje się jednak najmądrzejszym rozwiązaniem. Raków chciał to wykorzystać i przejął inicjatywę w tym spotkaniu. Efekty przyszły stosunkowo szybko, bo już po 10 minutach gry. W 64. minucie Marko Bulat wrzucił piłkę głęboko w pole karne, wprost na głowę Petera Barátha. Węgier nienagannie trącił ją i zdobył bramkę kontaktową. A to nie koniec, bo już 3 minuty później Raków doprowadził do remisu. Sędzia wskazał na 11. metr, uznając, że Douglas dopuścił się przewinienia. Do rzutu karnego podszedł Ivi López i z zimną krwią dał Rakowowi wyrównanie. Rewelacyjna remontada!
Mecz wszedł w decydującą fazę. Raków już miał pełną kontrolę nad meczem i to Lech był zmuszony do rozpaczliwej obrony. Lepszy 1 punkt niż żaden. Była okazja na ponowne objęcie prowadzenia, ale w 77. minucie Mateusz Skrzypczak nie trafił z bliskiej odległości. Najgorszy scenariusz dla poznaniaków ziścił się w 83. minucie, dopóki VAR nie wkroczył do akcji. Ivi López dostarczył piłkę w pole karne, był tam Jonatan Braut Brunes. Norweg nie miał większych problemów z trafieniem do siatki, ale Raków na prowadzenie nie wyszedł – kolejna bramka anulowana.
Szczęśliwie Lech dowiózł remis do ostatniego gwizdka. Brakowało niewiele, ale Bartosz Mrozek zanotował kluczową interwencję, na wagę remisu. Kolejorz mógł wygrać ten mecz. Ba, powinien był nawet. Dopóki Palma nie wyleciał z boiska, gra mistrzów Polski naprawdę mogła się podobać. Naciskali, przeważali i skutecznie atakowali. Brakowało im jednak sporo szczęścia, bo w krótkim odstępie czasu aż 2 gole zostały anulowane. Honduranin grał dobrze, ale tym faulem na Arseniciu zatarł całe dobre wrażenie. Raków to wykorzystał, przycisnął i ostatecznie wywalczył punkt. Dziwny był to mecz, ale niewątpliwie szalony. Lech zaprzepaścił szanse na awans w tabeli, Raków natomiast umocnił się na 15. pozycji.