Pewna wygrana w pierwszym meczu u siebie (6:0) sprawiła, że Legia Warszawa na rewanż do Walii mogła jechać pewna swego. Świadczy o tym kadra, jaką do Bangor postanowił zabrać szkoleniowiec Goncalo Feio. W wyjściowej jedenastce – względem poprzedniego spotkania z Kanarkami – miejsce utrzymali tylko Jędrzejczyk, Kapustka i Morishita.
Niezgranie
W pierwszej odsłonie wyraźnie widoczny był brak zgrania. Podania często były niecelne, wiele do życzenia pozostawiała wymienność pozycja. Gra Legionistów była dość bierna i apatyczna, co zauważyli gospodarze, ochoczo ruszając do przodu. W szeregach stołecznych brakowało podłączania się wahadłowych i wrzutek. W końcu w ataku wystąpił duet rosłych napastników – Tomas Pekhart i Jordan Majchrzak, a brakowało im dobrego serwisu w powietrzu. Irytowały też błahe straty i przegrane pojedynki Kapustki. Walijczycy wykreowali sobie 5 sytuacji bramkowych, Legia zaś… okrągłe zero. Jej postawa nie napawała optymizmem, nikt nie spodziewał się, że to Caernarfon Town może prezentować się lepiej niż polski klub.
Przebudzenie
To, co wydarzyło się po przerwie… Świadczy dobitnie o tym, jak mocno niezadowolony w szatni był trener Feio. W 46. minucie udało się otworzyć wynik, a zrobił nie kto inny jak Bartosz Kapustka, który w pierwszej połowie wyglądał jak cień samego siebie. 27-latek świetnie wykorzystał podanie od debiutującego Sergio Barcii, pewnie uderzając z 8. metra.
Dwie minuty później Legia prowadziła już dwoma bramkami. Tym razem Kapustka wystąpił w roli asystenta, a akcję kapitalnie zwieńczył kapitan Artur Jędrzejczyk, pokonując z główki Stephena McMullana. Irlandczyk miał o tyle utrudnione zadanie, że piłka jeszcze tuż przed nim skozłowała.
Mało? Mało! Po kilku minutach było już 3:0 dla przyjezdnych – po golu Pekharta i podaniu Morishity. Udział przy tej bramce miał także Kapustka, zaliczając asystę drugiego stopnia.
Przy tym wyniku portugalski szkoleniowiec zdecydował się na szereg zmian. Na boisku zameldowali się: Jan Ziółkowski, Wojciech Urbański, Jakub Adkonis oraz Jean-Pierre Nsame. I to właśnie 31-letni Kameruńczyk kontynuował legijne strzelanie, sprytnym technicznym strzałem podwyższając prowadzenie. Debiut i od razu wpisanie się na listę strzelców – czego więcej może oczekiwać napastnik?
Legia ma wszystko – kapitalny wynik, punkty do rankingu, gole debiutantów (swoje trafienie dołożył jeszcze Sergio Barcia), szanse dla młodych chłopaków i odpoczynek czołowych piłkarzy, którzy zostali w Warszawie. Pełna dominacja i pewny awans do kolejnej fazy eliminacji Ligi Konferencji Europy, gdzie czeka już znacznie poważniejszy rywal – duńskie Brondby IF.