W historii Ekstraklasy żaden medalista poprzedniego sezonu nie zaczął kolejnego tak słabo, jak Śląsk Wrocław obecnie. Po 9 meczach wrocławianie zgromadzili zaledwie 4 punkty, nie wygrywając przy tym choćby spotkania. Sytuacja ekipy z Dolnego Śląska jest wprost dramatyczna i nawet wygrana z GKS-em Katowice nie dałaby im awansu na wyższe miejsce. Atmosfera wokół Śląska mocno zgęstniała w ostatnich miesiącach i mówiło się, że w Katowicach Jacek Magiera zagra o posadę. Zupełnie inne nastroje panują w obozie GieKSy, która jest obecnie najlepiej grającym beniaminkiem. Katowiczanie przed pojedynkiem ze Śląskiem zajmowali 9. miejsce w tabeli. Na podopiecznych Rafała Góraka spływa mnóstwo pochwał, zwłaszcza za ostatni mecz, czy raczej pogrom Puszczy Niepołomice. Nic więc dziwnego, że to nie wicemistrz Polski, a wicemistrz 1 Ligi był faworytem tego starcia.
Może „Nad Niemnem” wcale nie było takie nudne…
Pierwsze minuty tego starcia należały do spokojnych, choć więcej do powiedzenia mieli katowiczanie. Premierowe uderzenie oddał Mateusz Kowalczyk, który jednak mocno się przeliczył. Po pewnym czasie Śląsk poderwał się do ataku, ale poza spalonym nic nie był w stanie wskórać. Na boisku działo się niewiele. Pierwszy kwadrans upłynął bez żadnego celnego strzału. Śląsk nieco strachu napędził, ale na tym się skończyło – konkretów nie było po żadnej ze stron. Natomiast praca bramkarza Gieksy sprowadzała się głównie do łapania piłki od chłopców do jej podawania. W 20. minucie pod polem karnym Śląska zrobiło się nieprzyjemnie dla wrocławian. Niemalże z linii pola karnego uderzył Bartosz Nowak. Rafał Leszczyński nie miałby żadnych szans, gdyby Nowak przymierzył nieco niżej – futbolówka z hukiem odbiła się od poprzeczki.
Od tamtego rzutu wolnego ekipa z Górnego Śląska przejęła inicjatywę i to ona naciskała na rywala. Nic z tego ciekawego nie wyszło, nic interesującego nie udało się wykreować. Dopiero w 31. minucie komukolwiek wyszedł strzał, który zmierzał w światło bramki. Tej „sztuki” dokonał Petr Schwarz. Czech próbował wykorzystać dobre podanie Piotra Samca-Talara, jednakże nie trafił najlepiej w piłkę i Dawid Kudła obronił to uderzenie. Kto wie, gdyby Schwarz nieco lepiej ułożył stopę, to Śląsk może cieszyłby się z objęcia prowadzenia. Niemniej jednak trzeba przyznać, że to była obiecująca akcja wrocławian. Wkrótce potem kolejna niezła akcja, lecz w drugą stronę – Lukas Klemenz po raz pierwszy przetestował Leszczyńskiego, lecz bramkarz Śląska dał sobie radę.
Śląsk w żaden sposób nie przypominał siebie z poprzedniego sezonu, lecz obecnie to już żadna nowość. Jednakże w 43. minucie napędzili strachu katowiczanom i wyprowadzili jak dotąd najlepszą akcję. Schwarz dostarczył piłkę Simeonowi Petrowowi, a Bułgar oddał groźny strzał głową. Kudła jednak popisał się wspaniałą interwencją. Brakowało Śląskowi szczęścia, to pewne.
Śląsk walczył, ale to nie wystarczyło
Początek drugiej połowy był całkiem zacięty, lecz jako pierwszy dobrą okazję mieli podopieczni Jacka Magiery. W 51. minucie Mateusz Żukowski dośrodkował piłkę do Schwarza. Czech oddał strzał nożycami i padłaby przepiękna bramka, gdyby nie jeden z obrońców Gieksy. Ten bowiem zmienił tor lotu piłki, która leciała w kierunki bramki katowiczan, a po rykoszecie odbiła się od słupka. Gra podopiecznym Rafała Góraka ewidentnie się nie kleiła, to Śląsk lepiej wyglądał w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Widać było, że Gieksie brakuje na boisku napastnika, który będzie w stanie skutecznie wykańczać akcje. Obydwa zespoły przeprowadziły zmiany z przodu, lecz to nie przełożyło się pozytywnie na atrakcyjność meczu. Nadal działo się niewiele.
Śląsk wciąż przeważał w tym meczu, jednak brakowało tego postawienia kropki nad „i” w postaci gola. Blisko tego był Jakub Świerczok w 70. minucie. Reprezentant Polski oddał strzał z bardzo dobrej pozycji i tylko przytomna interwencja Kudły uchroniła GKS przed stratą bramki. Katowiczanie na boisku wyglądali mizernie i pierwszy komplet punktów był jak najbardziej w zasięgu wrocławian. Dopiero na 10 minut przed końcem zagrozili przeciwnikom, a konkretniej groźnym strzałem głową zrobił to Adam Zrel’ák.
Szkoda, że ostatecznie nic do siatki nie wpadło, a kilka szans na to niewątpliwie było. Śląsk po raz kolejny musiał obejść się smakiem i przedłużył swoją niechlubną serię bez zwycięstwa. Jednakże wrocławianie w tym meczu zaprezentowali się minimalnie lepiej niż gospodarze. To było widoczne zwłaszcza w drugiej połowie. Gieksa z kolei swoje szanse także miała, nie została zdominowana przez zdesperowaną ekipę z Dolnego Śląska. Remis zatem wydaje się być sprawiedliwym rozstrzygnięciem. W tabeli nie zmieniło się nic – Śląsk wciąż ostatni, GKS na 9. pozycji. Pytanie teraz brzmi – czy Jacek Magiera utrzyma posadę w zespole wicemistrza Polski?