Luka Zahović trafiał do Pogoni Szczecin jako król strzelców ligi słoweńskiej. Wobec problemów Portowców z obsadą ataku, wiele sobie po Słoweńcu obiecywano. Ten jednak w swoim pierwszym sezonie w Polsce zanotował ledwie dwa trafienia w 25 meczach. Bilans niegodny napastnika, dlatego przed sezonem 2021/22 sprowadzono mu do rywalizacji Piotra Parzyszka. Być może oddech konkurenta na plecach sprawił, że Zahović uzbierał w aktualnych rozgrywkach dwucyfrówkę.
Dzięki dwóm trafieniom przeciwko Legii Warszawa, Luka jest obecnie najlepszym strzelcem szczecińskiej drużyny z 10 bramkami na koncie
Ważniejszy był jednak gol na 2:1. Pogoń bowiem kilka minut wcześniej została osłabiona przez czerwoną kartkę dla Benedikta Zecha. I gdy wydawało się, że Legia ma wręcz autostradę do zwycięstwa, morale Portowców podbudował nie kto inny jak Zahović. Po raz drugi w tym meczu wykazał się czujnością i dobrym ustawieniem, wykorzystując niefrasobliwe wybicie Joela Abu Hanny.
To wszystko? Nie! 26-latek miał także swój udział przy trafieniu Kamila Grosickiego, które przypieczętowało triumf nad stołecznym zespołem.
Biorąc pod uwagę cały sezon, z pewnością nie można powiedzieć, że Zahović to rasowy snajper. Ciężko oczekiwać od niego wygranych pojedynków główkowych przy wzroście 177 cm. Pewnie dlatego Kosta Runjaić przeciwko Rakowowi Częstochowa zdecydował się postawić na Michała Kucharczyka. Słoweniec to jednak bardzo ruchliwy atakujący, który nie jest statycznie przywiązany do swojej pozycji. Także i w dzisiejszym występie często cofał się do środka pola czy schodził do skrzydeł. Zresztą jego całosezonowa heatmapa oscyluje raczej wokół koła środkowego niż pola karnego przeciwników, a to najlepiej świadczy o jego boiskowej wszędobylskości. Co ciekawe, stał się dziś pierwszym zawodnikiem Pogoni od rozgrywek 2018/19 (Adam Buksa), który w jednym sezonie zaliczył minimum 10 trafień.
Pogoń zajmuje 3. lokatę w ekstraklasowej tabeli, tracąc trzy punkty do drugiego Lecha Poznań i pierwszego Rakowa Częstochowa. Do końca jednak pozostały 3 ligowe kolejki, a z bramkostrzelnym Zahoviciem i Grosickim wszystko wydaje się możliwe – o ile oczywiście bezpośredni rywale pogubią gdzieś punkty.