Wisła Kraków stworzyła potwora! Wnioski po meczu z ŁKS-em

Hit 2. kolejki Betclic 1 Ligi zdecydowanie nie zawiódł i dostarczył mnóstwa emocji. Dla jednych były one jednak bardzo pozytywne, a dla innych – trudne do zaakceptowania. Wisła Kraków pokonała bowiem ŁKS Łódź aż 5:0, nie mając żadnej litości dla wyraźnie słabszych rywali. Biała Gwiazda bawiła się na boisku i po raz kolejny udowodniła, że w tym sezonie dysponują ogromną siłą ofensywną. Z kolei ŁKS fatalnie wszedł w mecz, ale później wcale nie było dużo lepiej. Więcej wniosków po tym meczu już w kolejnych akapitach – zapraszamy do lektury!

1. ŁKS od początku z problemami

Od samego początku ten świetnie zapowiadający się mecz nie toczył się po myśli gości. Już chwilę po pierwszym gwizdku arbitra swój występ w związku z urazem zakończył ich golkiper, Aleksander Bobek. Był to jednak dopiero początek problemów ŁKS-u. Drużyna z Łodzi wydawała się przytłoczona i miewała duże problemy z wyjściem spod pressingu Wisły. Była też źle zorganizowana w obronie, co objawiało się między innymi przy stałych fragmentach gry dla rywali. Rycerze Wiosny byli wtedy całkowicie bezradni. Mogło skończyć się to bardzo źle już w pierwszym kwadransie. Po rzucie rożnym przyjezdni nie umieli wtedy wybić piłki, a ta spadła pod nogi ustawionego blisko bramki Fredercio Duarte.

REKLAMA

Tym razem nie udało mu się skorzystać z prezentu od rywali, lecz już kilka minut później cieszył się on z gola. Padł on po kolejnym stałym fragmencie – rzucie wolnym. Defensywa ŁKS-u praktycznie nie istniała i nie zrobiła nic, by powstrzymać Hiszpana przed otwarciem wyniku meczu. Kilka minut później było jednak już pewne, że to dopiero początek gigantycznych tarapatów ekipy Szymona Grabowskiego…

2. Wisła uskrzydlona po pierwszym golu

Szybko zdobyta bramka tylko dodała energii świetnie prezentującym się piłkarzom Białej Gwiazdy. Z kolei na piłkarzy ŁKS-u zmiana rezultatu miała skrajnie inny, demobilizujący wpływ. Reprezentacja Łodzi wyglądała, jakby mierzyła się z przeciwnikami z dużo wyższej ligi i chciała jak najszybciej wrócić do domu. Bardzo rzadko pojawiała się na połowie gospodarzy, nie mówiąc już o zaistnieniu w ich polu karnym. Z kolei rozkręcona Wisła wyprowadzała kolejne ciosy, a niemal każdy z nich kończył się następnym trafieniem. W ten sposób Wisła w 33. minucie prowadziła już (!) 4:0. Hat-tricka skompletował grający świetnie Frederico Duarte, ale nie był on jedynym bohaterem krakowian. Trafieniem popisał się także Mariusz Kutwa, a przy jednym z goli piękną asystę zaliczył Mateusz Kuziemka.

Tak naprawdę pochwały należą się jednak absolutnie każdemu z zawodników gospodarzy. Nawet nie mający bezpośredniego udziału przy bramkach Ángel Rodado robił dużo pozytywnego zamieszania z przodu i obnażał deficyty taktyczne ŁKS-u. Opłaciło mu się to w drugiej połowie, kiedy i on doczekał się swojego trafienia. W 59. minucie wykorzystał podanie od Macieja Kuziemki (to jego już druga asysta w meczu) i wpakował piłkę do pustej bramki.

3. Miało być coraz lepiej, jest tylko gorzej

Taki wynik i styl gry to dla Łódzkiego Klubu Sportowego po prostu upokorzenie. Oczywiście Wisła Kraków to drużyna wybitna jak na pierwszoligowe standardy, ale przecież i ŁKS ma spore ambicje i mierzy wysoko. Nie chodzi nawet o samą porażkę, ale o sam występ, przypominający egzekucję graczy gości. Od momentu straty pierwszej bramki nie dali oni żadnego sygnału sugerującego, że w tym meczu jeszcze o cokolwiek walczą. Byli chłopcami do bicia, nie mieli nic do powiedzenia i sprawili, że ich marzenia o awansie do Ekstraklasy można traktować z dużą rezerwą.

Taki rozwój wydarzeń jest fatalną wiadomością dla szkoleniowca Rycerzy Wiosny, Szymona Grabowskiego. Już w pierwszej kolejce, gdy jego podopieczni wygrali 1:0 ze Zniczem Pruszków, nie był on w pełni zadowolony z występu Ełkaesiaków. Na pomeczowej konferencji prasowej mówił o niewykorzystanym potencjale i zapowiadał, że jest jeszcze sporo do poprawy. Na razie jednak zamiast poprawy widać poważny regres, a po tak fatalnym starciu z Białą Gwiazdą przed Grabowskim ogromne wyzwanie nie tylko sportowe, ale i mentalne. Z pewnością podniesienie morale zespołu po takim blamażu nie będzie należało do zadań najłatwiejszych.

4. W ŁKS-ie nic nie działało

Sytuacja w ŁKS-ie jest tym bardziej niepokojąca z tego względu, że trener gości już w trakcie meczu starał się zrobić coś, by obudzić swoją drużynę. Ani szybka narada drużynowa po czwartym straconym golu, ani 15 minut w szatni, ani zmiany personalne nie przyniosły jednak żadnego rezultatu. Sztab nie był w stanie w żaden sposób pomóc piłkarzom, którzy nieustannie nie potrafili odnaleźć się na murawie. Już samo tragiczne wejście w mecz jest dla ŁKS-u gigantycznym sygnałem ostrzegawczym, a późniejszy letarg i wyczekiwanie końcowego gwizdka tym bardziej nie może się podobać.

5. Potwór groźniejszy niż Smok Wawelski

Wisła Kraków stworzyła potwora w ofensywie, którego główną mocną stroną jest gra zespołowa i jakość nie jednego, lecz wszystkich piłkarzy ofensywnych. 9 strzelonych goli w 2 pierwszych meczach sezonu (i to z teoretycznie silnymi rywalami) mówi samo za siebie. Po takim rozpoczęciu ligowych zmagań atak Wisły zdecydowanie można nazwać najlepszym w lidze. Aż tak okazałe wyniki były co prawda możliwe także dzięki słabej postawie przeciwników, ale błędy rywali też trzeba umieć wykorzystywać. Jak na razie Wisła robi to świetnie, a jeśli utrzyma impet, to nie tylko awansuje do Ekstraklasy, ale po prostu wreszcie zdominuje rozgrywki Betclic 1 Ligi. Po 2. kolejce ciężko o daleko idące przewidywania, ale faktem jest, iż Wisła jeszcze nigdy od spadku z Ekstraklasy nie rozpoczęła ligowego grania w aż tak dobrym stylu.

Wisła Kraków 5:0 ŁKS Łódź (Frederico Duarte 17′, 28′, 33′, Mariusz Kutwa 30′, Ángel Rodado 59′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    111,213FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ