Zapraszamy na kolejne krótkie podsumowanie ostatnich spotkań najsłynniejszej koszykarskiej ligi świata w cyklu „Nocne Wnioski z NBA”!
1. Victor Wembanyama to kosmita
Kiedy Victor Wembanyama został wybrany z 1. numerem przez San Antonio Spurs w tegorocznym drafcie, eksperci wróżyli drużynie z Teksasu odbicie się od dna oraz włączenie się do walki o miniturniej Play-in. Pomimo tego, że drużyna legendarnego Gregga Popovicha „szoruje” po dnie tabeli konferencji zachodniej z bilansem 7-30 ciężko jest cokolwiek zarzucić samemu Wembanyamie. Od samego początku sezonu jest bardzo efektywny i nie zawodzi. Jego statystyki wyglądają tak jakby francuz był w lidze od dawna, a kompilacje jego akcji oglądają miliony fanów. W dzisiejszym meczu z Charlotte Hornets wygranym 135-99 Wembanyama zdobył 26 punktów, 11 zbiórek oraz 1 asystę.
To bardzo dobre statystyki na przestrzeni całego meczu jednak center Spurs wykręcił je znajdując się na boisku przez niecałe 20 minut! To oczywiście zabieg legendarnego trenera drużyny, któremu zależy na tym, aby wykorzystać i tak już stracony sezon na oswojenie swojego supertalentu z najlepszą ligą świata. Mimo tak ograniczonej liczby minut Francuz wciąż lideruje w wyścigu o nagrodę Rookie of the year, o którą walczy przede wszystkim z Chetem Holmgrenem z Oklahoma City Thunder. Jeśli francuz podtrzyma swoją dyspozycję i wykorzysta swój ogromny talent może w przyszłości stać się jednym z najlepszych zawodników w historii koszykówki oraz przywrócić na szczyt drużynę 5-krotnych mistrzów NBA jako kolejny wielki center San Antonio Spurs.
2. Memphis Grizzlies – koniec marzeń o playoffach
Po ostatnim nieudanym postseason w wykonaniu Grizzlies (odpadnięcie w pierwszej rundzie z Los Angeles Lakers) zarząd organizacji zdecydował się odświeżyć kadrę. Pozbyto się niewygodnego oraz nieskutecznego Dillona Brooksa w jego miejsce sprowadzając Marcusa Smarta. Oczekiwania przed sezonem były postawione bardzo wysoko, w końcu drużyna miała w składzie m.in. dwóch ostatnich obrońców roku oraz młodego i wciąż rozwijającego się lidera organizacji Ja Moranta. Niestety, zespół padł ofiarą lekkomyślności swojego lidera (prowadzenie live’a na Instagramie z bronią w ręku za co otrzymał 25 meczów zawieszenia) oraz kontuzji (np. Steven Adams, podstawowy center) co spowodowało falstart w postaci bilansu 0-6 na początku sezonu. Drużyna nie mogła złapać rytmu co zmieniło się dopiero wtedy, gdy na boisko wrócił Morant.
Po serii dobrych wyników ten jednak złapał kontuzję wykluczającą go do końca sezonu co po raz kolejny wprowadziło Grizzlies w ligowy marazm. Dzisiejsza porażka 128-119 z Clippers pokazała jak daleko od elity ligi znajduje się Memphis. Pozostawianie wolnych przestrzeni w obronie, nienadążanie za tempem ataku przeciwników, brak podwajania, zero dokładności w ataku nie świadczą dobrze o formie drużyny. Memphis z bilansem 14-24 zajmują 13. miejsce na zachodzie, a patrząc na brak Ja Moranta ta sytuacja może już nie ulec poprawie. Szanse na playoffy maleją z każdym dniem i jeśli Grizzlies nie złapią meczowego rytmu oraz pewności siebie, sezon zakończą równo z dźwiękiem syreny końcowej 82. meczu sezonu zasadniczego.
3. Miami Heat skradło koszykarski diament
Kiedy 3-krotni mistrzowie NBA wybierali w drafcie z 19. numerem Jaime Jaqueza Juniora nikt nie miał wobec niego ogromnych oczekiwań. Minęła prawie połowa sezonu zasadniczego i wciąż zachwycamy się tym jak genialnego wyboru dokonał trener Erik Spoelstra. Meksykanin kapitalnie wpasował się do systemu Miami Heat i w tym momencie zajmuje trzecie miejsce w głosowaniu na ROTY, co przed sezonem wydawało się niemożliwe. Jaquez Jr. Stał się trzecią opcją drużyny zaraz po Jimmym Butlerze i Bumie Adebayo, a jego gra polepsza się z meczu na mecz. Jest niesamowicie pewny w tym co robi, a widowiskowe wsady oraz zabójczy crossover Meksykanina są znane w całej lidze. W dzisiejszym spotkaniu wygranym 99-96 ze świetnymi w tym sezonie Orlando Magic zdobył 19 punktów, 7 zbiórek oraz 3 asysty widocznie przyczyniając się do zwycięstwa drużyny.
Miami Heat grają naprawdę solidnie i mogą poważnie myśleć o dotarciu do finałów konferencji, a może nawet finałów NBA co jednak wydaje się mało prawdopodobne patrząc na to w jakiej dyspozycji znajduje się Boston Celtics, nie można też zapominać o bardzo silnych Milwaukee Bucks. Chociaż, jeśli Jimmy Butler znów stałby się najlepszym zawodnikiem na świecie podczas rozgrywek postsezonowych, a forma debiutanta byłaby co najmniej tak dobra jak do tej pory, Miami Heat mogą poważnie zagrozić najlepszym drużynom wschodu.
4. Minnesota Timberwolves – to w końcu działa!
Po sezonie, w którym byliśmy zawiedzeni postawą „leśnych wilków” nikt nie spodziewał się, że Minnesota po połowie sezonu będzie liderem konferencji zachodniej, a Rudy Gobert i Karl-Antony Towns staną się murem nie do przejścia. Timberwolves to rewelacja tego sezonu, a ich gra w defensywie jest postrachem ligi. Oprócz wspomnianych Goberta i Townsa pierwsze skrzypce gra Anthony Edwards, którego występy są na poziomie All-Nba. Wspomniana trójka otrzymuje wsparcie od Naza Reida czy Mike Conleya co doprowadziło drużynę do bilansu 27-11. Dzisiejsza wygrana nad Portland Trail Blazers 116-93 tylko uwydatnia możliwości drużyny. Najlepszym zawodnikiem był zdecydowanie Rudy Gobert, który zaliczył 24 punkty i 17 zbiórek znowu grając tak jak za najlepszych lat w Utah Jazz.
Były zespół Kevina Garnetta po raz pierwszy od dawna może poważnie myśleć o podboju playoffów , gdzie ich celem minimum powinien być półfinał konferencji. Minnesota gra świetną, defensywną koszykówkę czego dowodem jest najlepszy defensive rating w lidze. Jeśli zespołu nie zaczną trapić kontuzje, a Antony Edwards wejdzie na wyżyny swoich umiejętności, Minnesota Timberwolves, co jeszcze rok temu brzmiałoby niedorzecznie, będzie piekielnie trudnym przeciwnikiem dla każdego zespołu, który napotka ją na swojej drodze.
aut. Miłosz Szumierz