Londyn ponownie czerwony! Arsenal górą w „hicie” kolejki

Niewątpliwym hitem czwartej serii gier Premier League były 196. Derby Północnego Londynu. Mecz Arsenal – Tottenham zapowiadał się niezwykle ciekawie, tym bardziej że w składzie faworyzowanych Kanonierów brakowało paru kluczowych piłkarzy. Najbardziej było to widać w środku pola, gdyż dla Arsenalu nie mogli zagrać Declan Rice oraz Martin Ødegaard. Ich brak zrekompensowała dobra defensywa oraz wysoko skaczący Gabriel Magalhães.

O zera zadbali bramkarze

Tottenham słabo wszedł w sezon, lecz dobrze mógł rozpocząć mecz z Arsenalem. Po dwójkowej akcji Dominica Solanke i Heung-min Sona uderzał Dejan Kulusevski. Ze strzałem poradził sobie jednak David Raya. Na wysokości zadania dwukrotnie stanął także drugi z bramkarzy – Guglielmo Vicario. Najpierw w 18. minucie zdołał, choć z problemami, obronić strzał głową Kaia Havertza, a chwilę później złapał strzał Gabriela Martinelliego. Tutaj do Brazylijczyka ogromne pretensje mogą mieć wszyscy, od Bukayo Saki, przez kolegów z drużyny i kibiców zebranych na Tottenham Hotspur Stadium. Skrzydłowy Arsenalu mógł podać w tej sytuacji do kolegi z drużyny, jednak wybrał egoistyczny wariant, co mu się nie opłaciło. A gdyby Saka dostał piłkę, to miałby więcej, niż stuprocentową sytuację.

REKLAMA

Obie drużyny miały swoje sytuacje, lecz byłoby ich jeszcze więcej. Defensywy zarówno Arsenalu, jak i Tottenhamu spisywały się nieźle i nieraz w ostatniej chwili ratowali swoją drużynę przed ogromnym zagrożeniem. Najwięcej kontrowersji mieliśmy przy starciu Jurriëna Timbera z Pedro Porro, podczas której VAR rozpatrywał nawet możliwość czerwonej kartki. Tak się nie stało, jednak na boisku zawrzało. Cały mecz, jak na derby przystało, stał na wysokim poziomie, jeśli chodzi o zaangażowanie, a co za tym idzie – agresywność. Piłkarze nie cofali nóg, a sędzia Jarred Gillett pokazał tylko w pierwszej połowie 7 żółtych kartek. Profil statystyczny OptaJoe podał na X, że to największa liczba kartek w historii meczu Premier League pokazanych w ciągu pierwszych 45 minut.

źródło: X OptaJoe (@OptaJoe)

Hit był hitem tylko na papierze

Po wyjściu obu drużyn z szatni mogliśmy oglądać prawdziwy festiwal rzutów rożnych. Co i rusz któraś z drużyn centrowała piłkę w pole karne z narożnika. Nic dziwnego, że pierwsza bramka w tym meczu padła właśnie po takowym stałym fragmencie gry. W polu karnym Tottenhamu najlepiej odnalazł się Gabriel Magalhães i otworzył wynik spotkania. Takiego dogrania od Saki stoper Arsenalu po prostu nie mógł zmarnować. A na dodatek Cristian Romero oddał mu pozycję praktycznie bez walki, więc nie było innej opcji, niż strzelenie gola.

Spurs wzięli się do roboty, lecz nawet wspierani przez Ange’a Postecoglou świeżymi zawodnikami nie mogli przebić się przez mur defensywny Arsenalu. Ciężkie życie miał Solanke, który był skrupulatnie pilnowany przez Gabriela. Wyglądało to tak, jakby Mikel Arteta powierzył Brazylijczykowi zadanie bojowe, a on się za mocno wczuł. Jakby napastnik rywali podszedł do toalety, to Gabriel najpewniej czekałby tuż pod drzwiami.

Jedyna szansa na gola dla gospodarzy to był strzał z dystansu. Celowniki piłkarzy Kogutów nie były jednak tak dobrze skorygowane, aby z dalszej odległości pokonać Davida Rayę. Mur defensywny nie ustąpił ani razu, co zagwarantowało zwycięstwo. Arsenal pokonał na wyjeździe Tottenham i to jego łupem padły 196. Derby Północnego Londynu.

Tottenham – Arsenal 0:1 (Gabriel 64′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,637FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ