Znamy już wszystkie rozstrzygnięcia „pierwszej części” tego sezonu Premier League. Przerwę na mundial na szczycie tabeli spędzi Arsenal, w strefie spadkowej znajdują się natomiast Wolves, Southampton i Nottingham Forest. My dziś zajmiemy się jeszcze poprzednią kolejką. Co ważnego wydarzyło się w 16. serii gier w Premier League?
Manchester City można zaskoczyć
Pep Guardiola może czuć lekką ulgę, że nadchodzi ponad miesięczna przerwa od rozgrywek ligowych, ponieważ jego zespół znalazł się w gorszym momencie. Napisanie tego po czterech zwycięstwach w ostatnich pięciu meczach jest dość dziwne, ale Manchester City przyzwyczaił nas do najwyższych możliwych standardów, a na razie Arsenal rzuca im naprawdę trudne wyzwanie w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Ponadto gra w ostatnich tygodniach nie jest już tak przekonująca, jak wcześniej. W trzech ostatnich meczach Premier League strzelili tylko 4 gole.
Główny czynnik spadku siły rażenia Manchesteru City możemy upatrywać w Erlingu Haalandzie. W wyżej przytaczanym okresie Norweg zmagał się z kontuzją i do pierwszego składu wrócił dopiero na sobotni mecz z Brentford (w ostatniej kolejce z Fulham już wszedł z ławki). Haaland nie był jednak sobą. Brentford zagrało bardzo defensywnie, niskim pressingiem i The Citizens mieli problemy, aby przebić się przez ten mur. Oddali aż 29 strzałów, ale mało było w tym klarownych okazji. Plan na ofensywę zespołu Thomasa Franka też był prosty. Dalekie podania w stronę Ivana Toneya i dużo fizycznej gry. To przynosiło efekty. Obrońcy Manchesteru City nie czują się najlepiej w takiej grze.
Graham Potter w Chelsea nie zrobił jeszcze nic ciekawego
Ostatnio chyba w każdych wnioskach poświęcamy trochę miejsca Chelsea, ale tak się składa, że w klubie ze Stamford Bridge ciągle coś się dzieje. I nie są to powody do optymizmu dla fanów The Blues. W sobotę Chelsea przegrała 0:1 z Newcastle po kolejnym bezbarwnym meczu. Po spotkaniu, w którym – podobnie, jak przed tygodniem z Arsenalem – nie mieli żadnych argumentów w ataku. Graham Potter z ofensywnych zawodników zostawił tylko Masona Mounta, zmienił ustawienie, ale obraz jego zespołu się nie zmienił. Chelsea nie strzeliła gola w trzecim meczu z rzędu. W Premier League w ostatnich pięciu meczach trafili do siatki tylko dwukrotnie (raz z karnego). Od kontuzji Reece’a Jamesa Chelsea ma najniższe (!) xG w całej lidze.
Graham Potter na razie nie zrobił w Chelsea nic, co warto zapamiętać. Nic, co przypominałoby nam dlaczego wybił się w Brighton. Nie odbudował żadnego zawodnika, nie przygotował żadnego innowacyjnego planu pod konkretnego rywala, nikogo nie wymyślił na nowo. Osobiście jestem pierwszy, aby apelować o cierpliwość dla tego trenera, ponieważ to ma być projekt długofalowy, ale na razie Potter stracił w Chelsea dwa miesiące.
Nie ma takiej straty, której Tottenham nie jest w stanie odrobić
Prawdziwy spektakl zobaczyliśmy w ten weekend na Elland Road. Tottenham pokonał 4:3 Leeds strzelając dwa gole po 80. minucie. Zespół Antonio Conte w ostatnich tygodniach sam robi sobie pod górkę, ale finalnie większość spotkań kończy z tarczą. Z Bournemouth do 57. minuty przegrywali 0:2, ale zdołali wygrać 3:2. W ostatnim spotkaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów po pierwszej połowie byli poza LM, ale po zmianie stron odrobili straty. Z Liverpoolem akurat się nie udało, ale różnica w grze pomiędzy pierwszą, a drugą połową była kosmiczna.
Kogutom z pewnością nie pomaga kontuzja Cristiana Romero. W sześciu meczach, w których Argentyńczyk nie grał z powodu urazu zespół Antonio Conte stracił łącznie 12 goli i nie zachował ani jednego czystego konta. To, co zepsuje obrona – naprawia atak. A w meczu z Leeds znacznie pomagał w tym wracający po kontuzji Kulusevski. Już przed tygodniem z Liverpoolem pojawił się na boisku z ławki i ożywił grę. W sobotę Szwed udowodnił, że jest kluczowym piłkarzem dla Antonio Conte.
Arsenal gra najlepiej w defensywie w Premier League
5 punktów przewagi nad Manchesterem City. 8 punktów nad Tottenhamem i 11 nad Manchesterem United. Liverpoolowi i Chelsea bliżej do ostatniego Wolves niż do liderującego w tabeli Arsenalu. Zespół Mikela Artety wykonał swoje zadanie pokonując Wolverhampton (2:0) i przerwę na mundial oraz święta spędzi na szczycie tabeli.
Kanonierzy w najsilniejszym zestawieniu wyglądają na zespół, który jest w stanie zdobyć mistrzostwo Anglii. Oglądając Arsenal widzimy bardzo dużo podobieństw do najlepszych zespołów ostatnich lat – Manchesteru City i Liverpoolu. Przede wszystkim robi wrażenie z jaką łatwością piłkarze Artety zaczęli kontrolować mecze. Na początku sezonu nie wyglądało to jeszcze tak dobrze, ale w ostatnich tygodniach fantastycznie reagują po stracie piłki i błyskawicznie przerywają potencjalne kontrataki rywala. W ostatnich trzech spotkaniach Premier League nie stracili ani jednej bramki, a rywale łącznie wykreowali sobie okazje warte równe 1 xG (gole oczekiwane). Arsenal stracił też najmniej bramek w tym sezonie (ex aequo z Newcastle) i ma najniższy współczynnik xGA. Jeśli – zgodnie z piłkarskim powiedzeniem – defensywą wygrywa się mistrzostwa to Kanonierzy są na dobrej drodze.
Unai Emery poukładał taktycznie Aston Villę
Pierwsza minuta, błąd przy wyprowadzaniu piłki i stracona bramka. Mecz z Brighton nie mógł zacząć się gorzej dla The Villans. Podopieczni Unaia Emery’ego odrobili jednak straty i zgarnęli komplet punktów na The Amex. Możemy śmiało napisać, że w tym zwycięstwie, jak i przy pokonaniu Manchesteru United w poprzedniej kolejce swój udział miał nowy trener zespołu z Villa Park. Unai Emery poukładał taktycznie Aston Villę, czyli nie wykonał nic nadzwyczajnego, ale jednocześnie zrobił coś, czego nie potrafił Steven Gerrard.
Zespół ten należy pochwalić za grę w defensywie. Manchester United zdołał z nimi oddać tylko 8 strzałów mimo, że od samego początku gonił wynik. Brighton? Tylko 7 strzałów. Aston Villa bardzo skutecznie broniła w końcówce spotkania. Emery przestawił zespół na ustawienie z aż sześcioma obrońcami (najpierw 6-3-1, potem nawet 6-4-0) i wybijał z rytmu rywali, którzy nie mogli nic sobie wykreować. W ofensywie The Villans również wyglądają lepiej stawiając dużo większy ciężar na zagęszczenie środka i grę właśnie tą strefą boiska.
Co jeszcze wydarzyło się w 16. kolejce Premier League?
- Newcastle pokonując Chelsea utrzymało 3. miejsce w tabeli i choć jeszcze jest bardzo wcześnie na takie dywagacje – to Liga Mistrzów na koniec sezonu staje się coraz bardziej realna. Od przerwy reprezentacyjnej żaden zespół nie zdobył tylu punktów, co Newcastle (Arsenal grał mecz mniej). Zespół Eddiego Howe’a nie tylko punktuje, ale też gra jak jeden z najlepszych zespołów ligi.
- Po przerwie reprezentacyjnej świetnie punktuje też Leicester (3. miejsce, za Newcastle i Arsenalem), choć Lisy nie grają aż tak dobrze, jak sugeruje tabela za ten okres. Imponuje zwłaszcza liczba traconych bramek. Do przerwy reprezentacyjnej stracili najwięcej goli (22 w 7 meczach), po – najmniej (3 w 8 meczach). Brendan Rodgers dostał zaufanie i szybko zaczął ten kredyt spłacać.
- Bardzo ciekawie robi się w dolnych rejonach tabeli. Nottingham, które już było skazywane na spadek wygrało z Crystal Palace i traci 1 punkt do bezpiecznego miejsca. Oba zespoły, które są za Forest – Southampton i Wolves – nadziei upatrują w nowych szkoleniowcach, którzy teraz będą mieli czas, aby zrobić z zespołem coś na kształt okresu przygotowawczego.
- Manchester United wygrał z Fulham po golu 18-letniego Alejandro Garnacho w doliczonym czasie gry. Po pierwsze – na naszych oczach wyrasta duży talent. Po drugie – już mniej optymistyczne – to był kolejny mecz, w którym zespół Erika ten Haga zagrał bardzo minimalistycznie, ale uszło im to na sucho (wcześniej podobnie upiekło im się z Leicester, Southampton, Evertonem i West Hamem). W dłuższej perspektywie nie wróży to dobrze.
***
Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej