Podsumowując poprzednią kolejkę Bundesligi, wspominaliśmy, że Bayern Monachium w starciu z Borussią Dortmund stracił coś więcej niż 2 punkty. Kontuzja Harry’ego Kane’a sprawiła, ze Bawarczycy stracili jeden ze swoich najważniejszych atutów. Snajpera, który systematycznie przesądza o wynikach spotkań. W miniony wtorek Bayern przegrał z Bayerem Leverkusen, żegnając się z DFB Pokal, a głównym winowajcą niepowodzenia okazał się Manuel Neuer — który w absolutnie bezmyślny sposób zapracował na czerwoną kartkę i skazał swoją drużynę na grę w osłabieniu. Bayern bez Kane’a oraz Neuera w sobotę gościł u siebie poczciwe Heidenheim. Wydawało się, że inna opcja niż wygrana zespołu Vincenta Kompany’ego nie istnieje.
Opisując pierwszą połowę rywalizacji, możemy ograniczyć się do podania kilku statystyk. 86% posiadania piłki po stronie Bayernu Monachium 12-0 w strzałach, 538-88 w wymienionych podaniach. Bawarczycy zdominowali swojego rywala, jednak jedynego gola strzelili po rzucie rożnym Joshuy Kimmicha i uderzeniu głową Dayota Upamecano. Statystycznie wszystko się zgadzało, w praktyce — jeden gol przewagi nie mógł zadowalać kibiców Die Roten. Po zmianie stron należało po prostu dobić rywala i myśleć o kolejnym spotkaniu. Tyle w teorii, bowiem praktyka przyniosła zupełnie odmienny scenariusz.
Na kłopoty Jamal Musiala
Daniel Peretz przez pierwsze 45 minut mógł zmarznąć między słupkami. W 50. minucie Upamecano postanowił dodać emocji rywalizacji. Francuski defensor w kuriozalny sposób kopnął piłkę w stronę izraelskiego bramkarza. Zbyt delikatnie, by Peretz mógł dojść do futbolówki, za to idealnie dla Mathiasa Honsaka, który zakręcił golkiperem i doprowadził do sensacyjnego wyrównania. Vincent Kompany zdając sobie sprawę z zagrożenia kompromitacją, postanowił wpuścić na murawę Jamala Musialę. Niemiec potrzebował 5 minut, by uspokoić sytuację, strzelając gola na 2:1.
Bawarczycy dalej dominowali, jednak zdecydowanie brakowało im Harry’ego Kane’a. Dogodną sytuację miał chociażby Leroy Sane, który zamiast na gola dla Bayernu czeka od 30 października. To, czego nie potrafił dokonać były gracz Manchesteru City, potrafił zrobić Leon Goretzka. I tym razem Kompany trafił ze zmianą, a wprowadzony przez niego gracz wykorzystał rykoszet i zmylił bramkarza rywali. 3:1, w końcu można odetchnąć i pewnie dowieźć wygraną do końca? Oczywiście, nie. Chwilę po trafieniu Goretzki swojego gola strzelił bowiem Niklas Dorsch.
Bawarczycy wymieniali setki podań, tymczasem rywale zaskakująco łatwo potrafili znajdować sposób na pokonanie Peretza. Co więcej, w końcówce gracze Heidenheim poczuli, że szansa na sprawienie sensacji jest realna, więc podjęli próbę o strzelenie kolejnego gola. Pokarał ich jednak Jamal Musiala, który udowodnił, że jest obecnie najważniejszą postacią w zespole. Strach pomyśleć, jak wyglądałaby obecna sytuacja Bawarczyków, gdyby nie 21-letni Niemiec… Bayern Monachium miał 82% posiadania piłki, wizualnie zdominował swojego przeciwnika, a jednak w drugiej połowie zrobiło się gorąco i pachniało gigantyczną niespodzianką.